napisał(a) Franz » 01.02.2011 10:59
Zaczynamy schodzenie. Częściowo przetykanymi kamieniami, trawiastymi stokami, trochę znów po piargu, obsypującym się z łupkowatych ścian. Jesteśmy bacznie obserwowani.
Kozice wydają z siebie niezrozumiałe dla nas dźwięki. Komentują naszą wędrówkę? Ostrzegają, by nie zrywać szarotek?
Może stoją na straży pirenejskiej flory...
Tymczasem... dogania nas Andrzej. I bardzo dobrze!
Wchodzimy na typowy, krasowy teren, gdzie nie widać śladów ścieżki, a i kamienne kopczyki trudne do wychwycenia. Przyda się dodatkowa para oczu.
Udaje nam się utrzymać właściwy kierunek i wkrótce łagodnym żlebem schodzimy na zielony taras.
Irys wskazuje nam kierunek na krawędź tarasu...