napisał(a) Franz » 16.01.2011 15:34
W poprzedniej odsłonie pirenejskich wspomnień napisałem: "potężna bryła skalna, u stóp której biegnie Faja de las Flores".
Teraz jesteśmy już znacznie bliżej tego skalnego muru i możemy się lepiej przyjrzeć - tak skale, jak i ścieżce. Niewielka różnica wysokości dzieli nas od podnóża. Tak to widać i tak się nam wydaje w tym momencie. Rzeczywistość okaże się już wkrótce nieco odmienna od naszych wyobrażeń. Zatem, wybiegając odrobinę w przód, zwrócę nam wszystkim już teraz uwagę na ciekawe ukształtowanie tej bryły.
Takim rzucającym się w oczy wygodnym traktem jest ścieżka u podnóża ściany. Dlatego jeszcze w tym momencie jestem przekonany o takim przebiegu dalszej trasy. Znacznie mniejszą uwagę zwracam na nieznaczny stopień w górnej części masywu. A powinienem.
Oto lekkie przybliżenie poprzedniej fotki. Teraz zapewne lepiej widać trwers w górnej części ściany, tu i ówdzie przecinający pionowe, plytkie rynny.
Póki co jednak, nasz szlak odchyla się w lewo i ciągle pnąc w górę, wyprowadza na kamienne tarasy. Jak okiem sięgnąć, kolejne pasma aragońskich Pirenejów, a vis-a-vis - ograniczająca dolinę Ordesy od południowej strony Sierra de las Cutas.
Zdobyliśmy Circo de Salarons, zwany również Circo de Carriata. Jego obrywy zostały pod nami. Scieżka osiąga tu swój najbardziej na zachód wysunięty zakos. Zanim zawinie się ostro w prawo, możemy zajrzeć na łagodnie opadające w naszą stronę Plano. A jak się dobrze wychylić, to widać nawet El Taillon - nasz szczyt z transgranicznej rozgrzewki.
Dopiero teraz dociera do mnie, dlaczego ciągle musieliśmy się wspinać w górę, skoro podnóże tamtej skały zostało już poniżej nas. Dopiero teraz zwracam większą uwagę na ten drobny stopień w górnej części pionowego uskoku.
Podchodzimy wygodną ścieżką - najpierw poziomo, potem nawet lekko się obniżając i wreszcie możemy powiedzieć: Faja jest nasza!