napisał(a) Franz » 18.11.2010 14:03
Przepraszam za tkwiącą w podtekście wątpliwość.
Lidia K napisał(a):I to jest coś czego jednak nie zazdroszczę bo reszty bardzo zazdroszczę.
Tiaaa... jak się idzie w nieznane, to czasami się zaczai jakaś niespodzianka. Po latach się to wspomina ze śmiechem, ale wtedy mi do śmiechu nie bylo.
Uznałem, że damy radę to zrobić. Liczyłem, że Bea się nie ześliźnie, a ja ją utrzymam. Prawdopodobieństwo wspólnego upadku do podnóża też brałem pod uwagę, zakładając że jeśli nas nie obróci, to wylądujemy w pionie i na nogi. Oczywiście, wyłożylibysmy sie na kamole po zetknięciu z podłożem, ale nie spodziewałem się jakichś tragicznych konsekwencji.
Natomiast, nie do końca byłem pewien, czy Beacie psychika nie siądzie, a to byłoby fatalne w skutkach. Przyznaję, że tylko raz w życiu bałem się w górach bardziej.
Lidia K napisał(a):Wiem, znam to uczucie. Ja w trudniejszych przypadkach natychmiast rzucam Kulce plecak i często kijki. Bez przeszkadzającego plecaka jest odrobinkę łatwiej.
W tamtych okolicznościach plecak musiałby od razu lecieć w dół, do podnóża skały. To bylo do zrobienia, ale plecak nie ważył tyle, by zbytnio przeszkadzać.
W tym momencie do zmierzchu mieliśmy już tylko niecałą godzinę. A do auta... oj, daleko...
Pozdrawiam,
Wojtek