Witam wszystkich bywalców tego zacnego forum i juz zaczynam.Wróciliśmy właśnie z Chorwacji .Był to nasz czwarty raz i nie mogę oprzeć się wrażeniu że nie ostatni.Z pewnością wielu z was wie co mam na myśli.Zaczęło sie oczywiście rok temu po powrocie z Podgory kiedy to pozostał tylko smak soli w ustach,odgłos cykad w uszach no i tęsknota w sercu.Wielogodzinne wertowanie stronek na forum ,kupowanie pięciu przewodników zresztą mało rózniących sie od siebie ale tak czy siak juz sie kroił nowy plan 2009.Wyjazd był pod dużym znakiem zapytania z uwagi na pracę osób zainteresowanych czyli mnie i mojej małzonki.Wstepnie zaplanowaliśmy 25-26.07 wyjazd na minimum tydzień na miejscu bliżej nie okreslonym.No i w końcu nadszedł dzień zero.Pobudka o trzeciej rano i dosyć sprawne opuszczenie zajmowanego lokum i o 4.45 jestesmy w aucie.Cały podekscytowany ruszam z całych sił w kierunku upragnionego Jadranu.Oczywiscie nie ma tak dobrze.Odjechaliśmy zaledwie 15km a tu rozległ sie sygnal ostrzegawczy o awarii koła .W zwiazku z faktem iz była to niedziela 5 rano pomyślałem że się niezle zaczyna i będziemy mieli sporą skuchę.Dojechałem do pierwszej stacji i okazało się że to tylko zeszło trochę powietrza z koła uff.Z nas również zeszło trochę powietrza i wystartowaliśmy dalej.W strugach mega deszczu z prędkością
40km/h prawie( nie bylo widać drogi) .Za to my byliśmy jeszcze bardziej zdeterminowani aby czym prędzej opuścic ten przecież jakże piekny zakątek świata.Pisze pierwszy raz i jak bym się zbytnio rozwlekał to bardzo sorry ale jakoś tak mi wychodzi.Dalej było już tylko lepiej, mały sobie smacznie spał ,żona udawała że nie śpi żeby mi niby dotrzymywać towarzystwa oraz siostra zony chyba też spała.Prójemy przez te nasze autostrady jak bolid F1.Za radą sąsiada wybraliśmy taki właśnie dzień na jazdę bo, to rada dla innych nie jeżdza TIRY na trasie.Fakt niezaprzeczalny .Jedynym zmartwieniem nie było niewyłaczone żelazko,czajnik czy coś tam jeszcze innego tylko to że zaraz obudzi się nasz Julek i nie wiemy co bedzie .Była to nasza pierwsza taka długa podróż z małym(3,5 roku).Obawy okazały sie na wyrost, ponieważ nasz mały bohater był tak pochłonięty całym przedsięwzięciem że chyba nawet nie zauważył 18 godzin spędzonych w aucie.Poprostu lubi jeżdzić tak jak tata.Mama zresztą też.Polskę przejechaliśmy bardzo szybko,potem Czechy dalej Austria ,Słowenia oraz... no i kto zgadnie?