Ostatni dzień długiego czerwcowego weekendu przeznaczamy na kręcenie się po
Hanie - to kolejny region etnograficzny Republiki Czeskiej, położony mniej więcej w środkowej części Moraw, a którego stolicą jest Ołomuniec.
Najpierw jednak, wracając z uzdrowiska Luhačovice, musimy przejechać przez
Zlín (w latach 1949-1990 Gottwaldov). Miasto związane od okresu międzywojennego z produkcją obuwia w zakładach Baťy zawsze jakoś pomijałem i tak będzie także tym razem, ale chcę kiedyś tu przyjechać na dłużej.
Stojąc na skrzyżowaniu wśród pustawych jeszcze ulic widzimy najwyższy budynek Zlína - tzw.
Baťův mrakodrap. W momencie jego otwarcia pod koniec lat 30. XX wieku był drugim pod względem wysokości w Europie.
W granicach administracyjnych Zlína znajduje się zbiornik Fryšták przedzielony drogami na trzy części.
W
Holešovie (Holleschau) zatrzymuję się głównie dla zabytków żydowskich. Tutejsza synagoga jest jedyną w Republice Czeskiej reprezentującą tzw. typ polski. Jak dla mnie ten unikat na skalę światową wygląda jak przerośnięty klocek i niczym ciekawym z zewnątrz nie przyciąga. W środku jest podobno ładniej, ale o tym się nie dowiemy, bo pomimo, że teoretycznie są godziny otwarcia dla turystów, to drzwi zamknięte na dziesięć spustów.
W pobliżu jest cmentarz żydowski. Najpierw długo nie potrafimy znaleźć wejścia i obchodzimy go dookoła. Potem odnajdujemy bramę, która wygląda na zabezpieczoną łańcuchem. Już mieliśmy iść dalej, gdy przypadkowo trącam wrota, a te się otwierają
.
Nekropolia jest stara, bowiem założoną ją już w XV wieku, a najstarsze nagrobki datowane są na rok 1647. Zachowało się ich około półtora tysiąca.
Pobożni żydzi pielgrzymują do grobu rabina zwanego Schachem, który w XVII wieku przeniósł się tutaj z Rzeczpospolitej Obojga Narodów (pochodził z Wilna).
Z nowszych pochówków rzuciły mi się w oczy dwie macewy z ofiarami pogromu, który miał miejsce w grudniu 1918 roku. Żołnierze świeżo powstałej Czechosłowacji przystąpili wówczas do rabowania żydowskich domostw, potem dołączyła się ludność cywilna - dwóch gospodarzy, broniących swoich majątków, zostało zabitych. Byli to niedawni koledzy frontowi napastników, którzy dopiero co wrócili po ustaniu działań wojennych do ojcowizny. Aby opanować sytuację musiano wezwać dodatkowe jednostki z Kroměříža, ale według niektórych informacji one też przyłączyły się do zamieszek i dopiero oddziały z Brna uspokoiły bandyterkę.
Zabytkiem nieżydowskim jest niewątpliwie renesansowy pałac. Dostrzegam pewne podobieństwo do szwedzkiego zamku Skokloster.
Wokół rozciągają się pałacowe ogrody o dużej powierzchni, których ozdobą są zbiorniki wodne. Tyle, że dzisiaj trwa tutaj zbieranie pamiątek po wczorajszej imprezie (bodajże wyścigach... łodzi), więc trawa jest rozjeżdżona, a co chwilę przemknie jakiś cięższy sprzęt i wznieci w niebo tumany kurzu.
Trochę spokojniej jest w ogrodzie różanym, przy którym stoi niewielkie obserwatorium astronomiczne. Myślałem, że ma trochę lat, a tymczasem wybudowano je dopiero w 1959 roku.
Na dziedzińcu pałacu nieśpiesznie tryska fontanna.
Po sąsiedzku widać ładny kościół św. Anny, który zastąpił wcześniejszy zbór husycki.
Jedziemy dalej. W miasteczku
Chropyně (Chropin) można odwiedzić kolejny renesansowy pałac, należący w przeszłości do Dietrichsteinów. Obecnie mieści się w nim Muzeum Kroměřížska.
Obok parkingu starsza pani zaprasza do odwiedzenia kościoła, ale nie jest on jakiś wyjątkowy, więc tylko robię kilka zdjęć i z powrotem wsiadam do auta. Zmieniamy jednostkę administracyjną z kraju zlińskiego na ołomuniecki. Kojetín zaliczamy jedynie przejazdem, zatrzymujemy się za to w
Tovačovie (Tobitschau), którego fragment zabudowy widać już z daleka.
Miejscowość szczyci się najwyższą wieżą pałacową Republiki, liczącą 96 metrów.
Najpierw stał tu gotycki zamek, który później przebudowano na renesansową rezydencję. Ostatni arystokratyczni właściciele z rodu Küenburg sprzedali zadłużony majątek żydowskim przemysłowcom, którzy w 1939 roku musieli uciekać do Szwajcarii. Przejęła go Rzesza, ale - jak wiadomo - zbyt długo się nim nie nacieszyła.
Kompleks składa się z zamku wewnętrznego oraz otaczającego go przedzamcza z zabudowaniami gospodarczymi i dla służby, chronionego bramą z drugą wieżą. Do tego podwójna fosa. Wszystko mocno zaniedbane.
W lipcu 1866 w pobliżu miasta rozegrała się jedna z bitew wojny austriacko-pruskiej; podobnie jak w poprzednim starciu pod Sadową (Königgrätz) armia Habsburgów poniosła porażkę. Na okolicznych polach zbierano zwłoki, a już rok później pojawiły się pierwsze pomniki upamiętniające ofiary z których wiele przetrwało do dzisiaj.