Jako, że południe już dawno minęło, a do naszego następnego hotelu mamy jeszcze kawałek, jedziemy do miejscowości Sjenica, aby coś wrzucić na ruszt
Idziemy do restauracji, my oczywiście jemy szopską.
Była dobra, ale lepszą jedliśmy w kanionie Matka.
Po zaspokojeniu głodu mamy chwilę wolnego czasu, idziemy więc pooglądać miasteczko.
Kupujemy pierwsze w tym roku truskawki - pani była tak miła, że nam je umyła
(ale się zrymowało)Idziemy dalej, na miejskim ryneczku trwa jakiś festyn, jest dużo dzieci, gra muzyka.
Spacerujemy sobie powoli, ja robię zdjęcia, Janusz filmuje i w pewnym momencie podchodzi do nas policjant i prosi o paszporty
Janusz podaje swój dowód osobisty i zaczyna się :
policjant czyta z dowodu i spisuje do swojego notesu:
imię Janus
nazwisko F...
miasto Krystynaantoni?
Janusz mówi nie, to imiona moich rodziców - moja matka i ojciec
miasto to Kraków w Polsce
a po co Ty mnie spisujesz
a tak sobie , nic się nie martw.
A skąd wy tu jesteście.......
przyjechaliśmy z wycieczką
a gdzie jest wasz autobus
a stoi tam pod restauracją
Oddał dowód ( mojego nie chciał oglądać
) i powiedział, że gdybyśmy potrzebowali pomocy to mamy walić prosto do niego
Idziemy dalej, podchodzi do nas młody człowiek i pyta skąd jesteśmy. My na siebie bo chyba za dużo tych pytań, ale odpowiadamy - z Polski, i wtedy chlopak zaczyna mówić do nas łamaną polszczyzną.
Okazało się, że kiedyś był w Polsce, zwiedzał kilka miast m.in. Kraków i podczas pobytu nauczył się kilku zwrotów po naszemu. Miłe