boboo napisał(a):No to jest nas już dwóch.zdolar68 napisał(a):(...) i zastanawiam się czy nie zostałem już jedynym "pontoniarzem" (i to jeszcze bez doświadczenia) w tym wątku (...)
Chyba jest nas trzech
zdolar68 napisał(a):Rubinio napisał(a):Teren byłego Portu Nieporęt, obecnie Kompleks Rekreacyjno-Wypoczynkowy Nieporęt-Pilawa.
Tam się zawsze woduję.
Pozdrawiam.
Dzięki. Chodzi o to?:
http://www.portnieporet-nieporet.superturystyka.pl/
Tzn jadąc z ul. Jana Kazimierza w Nieporęcie na rondzie w prawo a potem przy stacji benzynowej Neste/Shell skręca się w lewo i zaraz za stacją znów w lewo? Nie dojeżdżamy do tego portu ze stają wodną Orlen?
czy przed przyjazdem umawiasz się z nimi telefonicznie?
pozdrawiam
komanch napisał(a):Jak przewozić paliwo do "pływadełek" w samochodzie żeby nie śmierdziało? sprawdza się zapakowanie zbiornika w jakiś foliowy worek?
boboo napisał(a):Właśnie, ciekawy problem: paliwo.
Są takie fajne zbiorniczki z kauczuku ("specjalnego"):...
Dzisiejsze wakacyjne założenie jest takie - to ma być „morski dzień".
Postanawiamy uderzyć na dość odległy północny cypel, gdyż z informacji naszego niemieckiego sąsiada wynika, że znajdziemy tam wiele ciekawych miejsc do ponurkowania. :bajer
Nasz rejs ku niezbadanym głębinom Jadranu zaczynamy jak zwykle przystankiem w Jelsie. Wpływamy do portu... WRÓĆ, co ja znowu wygaduję... i nikt mnie nie poprawia...
W p ł y n ą ć do portu, to może łabędź, albo stadko kaczek. Rasowi marynarze do portu... :idea - w c h o d z ą.
...A więc wchodzimy do portu, cumujemy przy nabrzeżu i zarządzamy chwilę wolnego czasu, tak aby każdy mógł załatwić swoje drobne potrzeby. Ktoś chce zrobić niewielkie zakupy, ktoś pobiec z kanisterkiem do stacji benzynowej, a ktoś może mieć ochotę na lody. Kto inny jeszcze, przysiądzie na ławeczce i odda się urokowi nowo przybyłych jachtów... przyglądając się na nich ludziom... egzotycznym niekiedy banderom i...
Halo! halo! Proszę się ocknąć! Wracamy do rzeczywistości... bo cel na dzisiaj jest ściśle określony i czas ruszać.
Płyniemy.
Mijamy wielkie znaki oznakowujące wejście do portu i z okrzykiem -„Witaj przygodo!”, całą naprzód ruszamy przed siebie.
Ja prowadzę i obieram kurs na wystający w morze widoczny w oddali cypel. Po jego ominięciu zaczniemy łagodnie skręcać w lewo i opływać wyspę. To najkrótsza droga do celu.
Płyniemy w szybkim ślizgu, obok siebie lub w kilwaterze jeden za drugim. Jest fantastycznie. I tylko od czasu do czasu, od piękniejszej części załogi mojego Sea Force One otrzymuję delikatne sugestie (czytaj polecenia), że za bardzo trzęsie.
Odpowiedź w tych okolicznościach może być tylko jedna: -„jesteśmy na morzu, to nie cruiser, kochanie - musi trząść".
Nie po to półtora tysiąca kilometrów targam ćwierć tony sprzętu żebym teraz tu powłóczył. Prawda?
Mijamy oddaloną od brzegu Zatokę Vrboską, następnie nieco bliżej, kemping golasów... i cypel który mamy okrążyć, jest już na wysokości burty. Wtem... słyszę głośne sygnały dźwiękowe nadawane z jachtu motorowego, który stoi na naszym kursie. W pierwszej chwili jestem nieco zdezorientowany, bo odległość do niego jest znaczna i o ostrzeżenie przed kolizją na pewno tu nie chodzi. Odruchowo zwalniam, ale kursu nie zmieniam, bo i niby dlaczego. Przybliżamy się i teraz na burcie łajby dostrzegam napis „KAPETANIJA „ (to jednostka Kapitanatu Portowego) i człowieka w mundurze, który przez megafon przywołuje nas do podpłynięcia.
Jeszcze nie wiem o co chodzi, ale coś mi przez głowę przemknęło, że może zbyt szybko płyniemy i czy nie istnieje tu chyba jakiś przepis o odległości takiego płynięcia od brzegu. O słuszności domysłu przekonuje wkrótce oficer, który już bez megafonu...
Teraz na nas tu pokrzykuje?
Spokojnie, o co tyle hałasu? -myślę sobie.
Mijają sekundy i... Oooj! ...w dalszym ciągu myślę, i teraz już trochę racjonalniej i... I coś mi się wydaje, że właśnie dostajemy solidną reprymendę.
Nie wiem co tam jeszcze krzyczał, ale Basia mówiła mi później, że pod naszym adresem często padało słowo „crazy”. Może i tak było, tych słów nie pamiętam. Pamiętam za to, że w mojej głowie utrwalały się wtedy jedynie liczebniki - 300 metrów i 1500 kuna. Szczególnie ten drugi.
Tłumaczenie, że nie wiedzieliśmy, że przecież do brzegu nie było tak blisko, nie robią na nich wrażenia. :-/ Za to na nas coraz większe wrażenie zaczyna robić to 1500 kuna (ok. 800,-PLN) – mandat którym chcą nas ukarać.
Sytuacja zaczyna być groźna, bo gęste tłumaczenia i zapewnienia z naszej strony w ogóle nie skutkują. To, że nie mamy przy sobie takich pieniędzy, też nic nie daje. Zatrzymują nasze dokumenty i mamy płynąć za nimi na kemping.
Teraz widzę, że mają tu jeszcze jednych aresztantów. To Czesi z naszego kempingu. Płyną w cztery osoby na pontonie z maleńkim silnikiem, lecz przed brakiem winiety to ich nie usprawiedliwia, bo ich ponton przekracza 3 m długości (10-20 cm? nie więcej).
Ciągniemy się teraz, jak skazańcy za nimi.
Pierwotny entuzjazm przeradza się w ogromne rozczarowanie.
Strata finansowa jest do przeżycia, ale kompromitacja przed kempingiem, już nie. :gwm
Światełko nadziei rozbłyska kiedy na wysokości Jelsy zatrzymują się i mówią żebyśmy płynęli dalej sami, a oni czekać będą na nas w porcie. Odpływają. Ale dokumentów nam nie oddają.
Z dwojga złego to i tak... Uff... Zaoszczędzimy sobie chociaż wstydu.
Płyniemy dalej już bez nich, ale spostrzegam, że Czesi też gdzieś zniknęli. Może mieli ze sobą pieniądze..? A może na tym oceanie, z rozpaczy wypuścili powietrze ze swojego pontonu?
Nic nie mówię tylko zerkam ukradkiem na Pierwszego :kwiatek2 i widzę, że kiedy jej wzrok mnie dosięga, na jej czole powstaje jakaś pionowa bruzda, a brwi nienaturalnie przybliżają się do siebie.
Eeeech... co ja więcej będę tu Wam mówił... Ma się ten już blisko trzydziestoletni staż małżeński, więc do końca tego rejsu, poszukiwanie czegoś ciekawego pozostaje mi jedynie na własnych stopach.
:szeroki_usmiech
Zaopatrzeni w kasę, niczym złoczyńcy, płyniemy z Markiem do Jelsy.
Nie mamy dobrych humorów bo, pieniądze też, ale sam fakt takiego bezwzględnego ukarania, nie wiem czy nie bardziej boli.
Czuję, że to będzie rysa na pobycie.
Nieee, to nie możliwe, to nie może się tak skończyć! Nigdy tak się nie kończyło.
A może trochę zmiękli? Trzeba jakoś się ratować...
W połowie drogi zatrzymujemy się. Powstaje plan.
Linia obrony będzie wyglądała tak... Zacznę ja... i będę tłumaczył się: że to moja wina, że nie wiedziałem choć pewnie powinienem, że to ja prowadziłem kolegę (nie za wiele odbiega to od prawdy), i żeby ukarać tylko mnie (stratą podzielimy się później solidarnie) bo kolega w Chorwacji to na wodzie pierwszy raz, no i w ogóle...
Skończymy razem: -że Chorwacja to taki piękny kraj a ludzie :chytry przecież życzliwi.
Będzie dobrze? Sam już nie wiem... No jak to nie pomoże... to zostaną jeszcze kolana.
:szeroki_usmiech
Dla utrwalenia (żeby nie plątać się później w zeznaniach) powtarzamy swoje role i podbudowani tym, wchodzimy... nie nie, nie tym razem, - w p ł y w a m y do portu w Jelsie.
Niestety... Lucka Kapetanija okazuje się nielucka i po kwadransie od zacumowania stajemy się lżejsi o po 1100 kuna.
Mówią, że to najniższy mandat bo „mały boat-mała kara, duży boat-duża kara” pokazując jednocześnie bloczek z wypisanymi mandatami po 5000 kun.
Nie mamy wątpliwości co do naszego przewinienia, ale pozostaje nam również wrażenie, że turystów i ten rodzaj przewinienia, to dla nich tu... takie łowienie łatwych ryb.
Tak więc na zakończenie... żeby było trochę pożytku z tego odcinaka.
Jeśli będziecie w Chorwacji pływać po Błękitnym Jadranie i nie chcecie usłyszeć, nawet niby po polsku - „ne ma ne wedzałem - czeba placić”, to prędkość ślizgową możemy stosować dopiero 300 metrów od brzegu. I kropka!
KAPETANIJA „ (to jednostka Kapitanatu Portowego) i człowieka w mundurze, który przez megafon przywołuje nas do podpłynięcia.
Rubinio napisał(a):To jest ten port ze stacją Orlen.
Nie umawiam się, jest otwarte, wjeżdżam opłacam slip i się woduję.
Pozdrawiam.
Powrót do Plaże & Adriatyk - żeglowanie, nurkowanie, wędkowanie...