Mam teraz małą przerwę to może napiszę o moich pontonowych wrażeniach z tegorocznej Chorwacji.
Dla przypomnienia mam ponton BRIG 380 Baltic z twardym dnem ze sklejki. Do tego silnik Tohatsu 15HP. Wszystko (z resztą bagażu) musiałem zapakować do swojej terenówki, stąd konieczne było założeni dwóch ponad 2 metrowych boksów na dachu.
Samochód jest mocny więc nie odczuwałem spadku mocy, ale spalanie było spore: 12 - 13 litrów/100 km. Celem podróży były wyspy Uglian i Pasman z założeniem, że noclegu szukać będziemy na Uglianie. Ponieważ relację z wyjazdu będę pisał osobno, skupię się bardziej na sprawach pontonowo - wodnych.
Na posesji było miejsce do rozłożenia pontonu. Przygotowanie go do wodowania zajęło mi blisko 2 godziny. Przy pontonie, na pawęży, zamontowane mam specjalne kółka do wodowania (własnej roboty), z których nie dało się skorzystać przez brak łagodnych zejść. Ponton zacumowałem w płytkiej zatoczce do mojej własnej kotwicy, którą był zwyczajny odważnik 10 kilogramowy. Niestety, okazało się, że jest to waga za mała, gdyż wystarczyły silniejsze powiewy, by ponton ciągnął ciężarek po piaszczystym dnie. Dołożyłem więc 15 kilogramowy fragment znalezionego wapienia z dziurką, co wystarczyło.
Ponton wyposażyłem dodatkowo w torbę dziobową - 83 zł i torbę na ławeczkę - również 83 zł. Ponadto na wyposażeniu, które zabieraliśmy z sobą podczas pływania były: linki kotwiczno-cumowniecze, 4 kamizelki, które cały czas mieliśmy założone na sobie, lekkie koło ratunkowe kupione na targu za 12 zł, mapy turystyczne, książkę "808 portów i zatok Chorwacji", kanister z dodatkowym paliwem, lornetkę, turystyczny przenośny GPS Garmina, karimaty, sprzęt foto i wiele innych rzeczy.
PIERWSZE PŁYWANIE
Pierwsze płynięcie popołudniowe zorganizowaliśmy sobie 2 dnia pobytu . Popłynęliśmy z miejscowości Uglian, gdzie mieszkaliśmy, w kierunku zachodnim na kraniec wyspy i do zatoczki po stronie południowej. Warunki były dobre, wiatr słabiutki, a stan morza niemalże zerowy.
Dwie dorosłe osoby i dwójka małych dzieci + 10 ton sprzętu pozwalały wchodzić w ślizg przy prędkości 14 - 15 km/h, a naszą prędkością podróżną było 18 - 20 km/h. Dodawanie gazu sprawiało że znacznie wzrastały obroty i hałas, a prędkość i tak nie chciała przekroczyć 20 km/h. Stąd też uznałem, że tym zestawem należy pływać na 2/3 - 3/4 gazu, bo daje to najlepsze efekty.
POGODOWE ROZCZAROWANIE
Niemiłą rzeczą jaka nsa spotkała to była pogoda, a dokładnie jeden jej element, jakim był wiatr, który codziennie wiał z siłą 2 - 3 w skali Beauforta, tworząc fale od 0,5 do ponad metrowej wysokości. To sprawiało, że pływanie w ślizgu (próbowałem) było sportem ekstremalnym. Uderzenia odrywanego dna o fale były tak silne, że trudno było usiedzieć na ławce i utrzymać równo rumpel i dźwignię gazu. Momentami było to wręcz niebezpiecznie. Jedyna możliwość, to pływanie w wyporze - tak 4 do 7 km/h.
Na poprawę pogody musieliśmy poczekać kilka dni, choć kolega parę razy śledząc internetowe prognozy dla Zadaru robił nam nadzieję, że będzie dobrze.
Ostatecznie po tygodniu udało nam się zaplanowac kolejny rejs, tym razem bardzo ambitny, bo z miejscowości Uglian, wzdłuż całej wyspy do mostu pomiędzy Pasmanem a Uglianem i dalej do zatoki Telesica na południowo wschodnim końcu Dugiego Otoku, która jest bodajże parkiem przyrody, położonym tuż przy Kornatach. Płynęło się dobrze, choć morze nie było już tak ładne jak przy wypływaniu z naszego "portu". A ha. Wypływając poinformowałem Chorwata, że planujemy wrócić na godzinę 6 - 7 i jak nas nie będzie do 9 - 10, to może poinformować służby poszukiwawcze.
W Telesicy, która była dłuższa niż się spodziewałem, zaczęły wiać dość silne szkwały. Myślę, że opierając się na moim doświadczeniu windsurfingowym, mogły mieć siłę spokojnie 4 stopni Beauforta. Wprawdzie w przewodniku "808 zatok" autor pisał o spotykanych tam szkwałach, jednak czułem, że wiatr w tym miejscu może zwiastować nieciekawe warunki w drodze powrotnej na "pełnym morzu". Odcinek ten miał bowiem ponad 15 km (do mostu pomiędzy Uglianem i Paszmanem).
ZACZĄŁ SIĘ CHORROR
Nasza wizyta na końcu Telescicy nie należała do miłych, ale nie za sprawą widoków czy klimatu, tylko właśnie w związku z tym, że oboje z żoną czuliśmy, że czeka nas podczas powrotu coś nieznanego, co może być bardzo niebezpieczne. Nie daliśmy tego odczuć po sobie, a tym bardziej w stosunku do dzieciaków. Jednak kiedy wróciliśmy do domu, oboje przyznaliśmy się, co czuliśmy.
Wracając do Teleścicy. Choć byliśmy już nieco głodni, posiłek (kanapki) zjedliśmy migiem i nie podziwiając okolicy ruszyliśmy w drogę powrotną, która według zapisów GPS-a miała mieć ponad 40 km. Już w zatoce wiedziałem, nie mówiąc tego żonie, że morze będzie rozhuśtane jak nigdy dotychczas. Nie myliłem się. Za cypelkami Dugiego Otoku wypłynęliśmy naprzeciw falom, które miały grubo ponad metr wysokości z pojawiającymi się od czasu do czasu białymi grzbietami. Myślę, że wiała regularna 3, a porywy wiatru mogły mieć momentami 4. To niby niewiele, ale wówczas nie pamiętałem, co oznacza kategoria żeglugowa C, jaką posiada mój BTRIG. Żonę przekonywałem, że jest to jednostka, którą można pływać do 8 Beauforta, więc warunki dla niej są niemal spacerowe. Sam jednak w to nie wierzyłem i chyba Kasia to czuła.
Płyniecie w ślizgu było niemożliwe. Wpłynęliśmy do małej zatoczki przy jednej z małych wysp, i mimo słonecznej pogody i 25 stopniowej temperatury założyliśmy sztormiaki (GORE-TEX-y), by nie robić tego na "pełnym morzu". Decyzja była słuszna. Mimo płynięcia w wyporze fale rozbijały się o balony gumioka i regularnie moczyły wierzchnią odzieży. Dzieciaki na szczęście schowane pod kocami i karimatami nie płakały, a wiek im na to pozwalał (rok i 5 lat). Nasza prędkość do celu - mostu, wahała się pomiędzy 4 a 8 km/h, więc nie była zła. Najgorsze w tym było to, że oboje nie wiedzieliśmy, czy za 5 minut nie zacznie wiać 5, 7, 9 a później 12 stopni Beauforta. Na szczęście minuty płynęły, pogoda się nie pogarszała i kilometrów ubywało.
KONIEC NIEPOKOJU
Po blisko 2 godzinach nareszcie dopłynęliśmy do mostu naszych wysp i wiedząc że swój ląd mamy obok już niczego się nie baliśmy. Zawsze można było podpłynąć do dowolnej zatoczki, wciągnąć ponton na brzeg i stopem wrócić do bazy (zwalniając z dyżuru Chorwata).
Warunki na morzu od strony Zadaru nie były dobre, ale znacznie lepsze niż od strony Dugiego Otoku. Płynęliśmy nadal w wyporze, ale znacznie spokojniejsi. Ostatecznie po 8 godzinach płynięcia, z czego 20 minut zajęła nam przerwa na posiłek, wróciliśmy do naszej zatoczki. Chorwat widząc nas odetchnął z ulgą, a my tym bardziej.
PODSUMOWANIE
Nikomu nic się nie stało. Silnik, który różnie chodził (i nadal tak sobie chodzi na niskich obrotach) spisał się doskonale. Na tym dystansie spalił niecałe 15 litrów paliwa. Ponton nie zawiódł, choć nadal nie wiem, jakie w praktyce są jego możliwości?
Podczas naszego pobytu jeszcze raz wypłyneliśmy w rejs w stronę Dugiego Otoku, ale tym razem na drugi jego koniec, w kierunku latarni morskiej Veli Rat. Ostatecznie, właśnie ze względu na wzmagający wiatr, do celu nie dopłynęliśmy, ale parę zatoczek i wysepek oprzeliśmy.
PUENTA
W przyszłości pływając po morzu, chcę mieć sprzęt przede wszystkim bezpieczny (czytaj - możliwie najdzielniejszy na morzu), stąd też założyłem wątek:
forum/viewtopic.php?t=25930&highlight=
w którym zachęcam do dyskusji na temat dobrych i bezpiecznych jednostek do turystyki rodzinnej.
Być może troszeczkę przesadziłem z długością postu, ale jestem gaduła i proszę o wybaczenie.
Jeżeli coś mi się jeszcze przypomni to dopiszę, a jak obrobię zdjęcia to je tu dorzucę.
Ahoj - Andrzej