Wakacje 2023 roku a właściwie ich główny chorwacki wyjazd były dla mnie jedną wielką niewiadomą.
Co prawda jacht mieliśmy opłacony już rok wcześniej ale nie wiedziałam czy podjadę.
Wszystko przez moją pracę.
Mieliśmy jechać tradycyjnie – na przełomie sierpnia i września.
A mój urlop kończył się dokładnie w dzień planowanego wyjazdu.
I nie bardzo wiedziałam co robić bo powinnam była iść do pracy.
Tylko jak odpuścić wyjazd?
Kapitan z dziewczynkami pojadą a ja zostanę w domu???
Nawet nie chciałam o tym myśleć.
Żyłam w zawieszeniu bo zupełnie nie
wiedziałam co robić…
Jechać?
Nie jechać?
Jeśli zostanę – wiadomo, zapłaczę się z powodu rejsu.
Jeśli pojadę – mogę nie wejść do premiery nad którą pracę mieliśmy zacząć właśnie w czasie naszego wyjazdu…..
I tak było do połowy sierpnia.
Wtedy to po rozmowie z naszą Panią Dyrektor sytuacja się wyjaśniła – mogę wziąć bezpłatny urlop i pojechać.
Tylko jeden warunek – partytura pojedzie ze mną bo muszę się nauczyć partii chóralnych z Toski samodzielnie.
Ufff….
Znaczy się jedziemy.
Próbowałam skontaktować się z naszą Vesną aby tradycyjnie zatrzymać się u Niej w drodze.
Niestety nie odpisywała.
Trudno – w takim razie pojedziemy na raz.
Jeśli zmorzy nas zmęczenie – po prostu zatrzymamy się na jakimś parkingu na sen.
W ten rejs popłyniemy rodzinnie – we czworo.
Miałam kilka dni na przygotowanie wszystkiego.
Na szczęście dla czterech osób to prawie żadne przygotowania.
Rzeczy niewiele, jedzenia też mało.
Jednak nie na tyle mało aby bezproblemowo zapakować wszystko do samochodu.
Skoro jedziemy tylko we czwórkę – nie chcieliśmy podróżować busem.
Lepiej pojechać czymś bardziej ekonomicznym jeśli chodzi o zużycie paliwa i winiety.
Tylko jak się zmieścimy???
Camry jest pojemna – sprawdziliśmy ją nie raz.
Ale tym razem mamy jednak dmuchańce, jedzenie, silnik, ubrania, sztormiaki.
Dużo tego wszystkiego.
Spróbujemy się jakoś pomieścić.
Najwyżej kostkarka zostanie w domu.
Serio??????????
Nie, żartowałam, bez kostkarki na letnie morze się nie ruszamy.
W środę wieczorem przed planowanym piątkowym wyjazdem spakowaliśmy praktycznie większość jedzenia i kilka drobiazgów.
I stres pakowania w tym momencie zniknął.
Zmieścimy się bez problemu.
Więc w czwartek już na spokojnie dołożyliśmy resztę rzeczy i bez problemu domknęliśmy klapę od bagażnika.
Co prawda samochód jak zawsze troszkę usiadł ale jest ok.
Kabina pasażerów praktycznie pusta.
Dzień przed wyjazdem odezwała się do mnie Vesna!!!
Tak po prostu, zupełnym przypadkiem!!!
Okazało się, że nie odpisywała na moją wiadomość bo miała jakiś problem z netem.
A teraz – gdy usłyszała, że jutro ruszamy – natychmiast oświadczyła, że już idzie szykować nam spanie.
Hurrrrraaaaa!!!!!
Nie będzie jazdy na raz i spania gdzieś w aucie to raz.
Dwa – będziemy mieć naszego kochanego Cyca na pokładzie.
Trzy – najważniejsze – spotkamy się z Vesną i poznamy Jej Synka!!!!
W takim razie trzeba szybko spać bo jutro z rana ruszamy w drogę!!!
25 sierpnia 2023r o godzinie 7 – strasznie późno jak na nas – zamknęliśmy bramę od podwórka i ruszyliśmy.
Jak zawsze – najpierw Kapitan za sterami bo ja o takiej porze to śpię.
Dojechał do Słowacji.
Przy takim pomniku:
Była przerwa na kawę i zmiana za kółkiem.
Teraz ja.
Droga pusta, jedzie mi się bardzo dobrze.
Na nowym odcinku węgierskiej autostrady krótki postój na toaletę i łyk kawy.
Zaczepia nas jakiś Rodak.
Chwila miłej pogawędki i ruszamy dalej.
Rodak za nami.
To Jego pierwszy wypad w te strony więc długi czas trzymał się mnie jak swojego przewodnika.
Rozdzieliliśmy się dopiero przed Budapesztem – ja potrzebowałam krótkiego postoju przed miastem, sympatyczny pan pojechał mrugając nam światłami na pożegnanie.
Jak zawsze pakujemy się do centrum Budapesztu – bardzo nie lubię jeździć ringiem wokół miasta.
Nawet nie ma jakichś większych zwolnień mimo, że zaczyna się szczyt.
Kawałek za Budapesztem niestety korek na autostradzie.
Chyba jakiś wypadek bo końca korka nie widać.
Zjeżdżamy w boczne uliczki, objeżdżamy zakorkowaną część drogi.
Znowu wpadam na autostradę i zjeżdżam na pierwszego MOPa.
Mam dość.
Potrzebuje zmiany.
Kapitan wypoczęty łapie kółko i już bez żadnych przeszkód mijamy kolejne granice.
Tranzyt Chorwacji mija ekspresowo – ha, pamiętam jak tu na forum był wrzask jak pisałam, że jeżdżę do Chorwacji tranzytem przez Chorwację – że kłamię, że kombinuję…
Cóż – czasy na szczęście się zmieniły a my wciąż do Chorwacji tranzytem przez Chorwację.
I mam nadzieję, że tak będzie za każdym razem – bo Vesna, Jej rodzina i Jej dom to prawie moja rodzina i mój dom!!!