Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj! [Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Lubię po dłuższym czasie wrócić do ulubionych relacji, takich jak ta i mieć od razu 3 strony do poczytania Mala Stiniva czeka na mnie. Ale ją ogarnę od strony lądu, spacerkiem. Czekam na dalszy ciąg relacji z MS. Wszystkiego dobrego w 2020 dla Ciebie Konrad z rodziną oraz dla reszty forumowiczów zaglądających tutaj.
kaeres napisał(a):Lubię po dłuższym czasie wrócić do ulubionych relacji, takich jak ta i mieć od razu 3 strony do poczytania Mala Stiniva czeka na mnie. Ale ją ogarnę od strony lądu, spacerkiem. Czekam na dalszy ciąg relacji z MS. Wszystkiego dobrego w 2020 dla Ciebie Konrad z rodziną oraz dla reszty forumowiczów zaglądających tutaj.
Dzięki Krystian za życzenia Wam również życzymy wszystkiego najlepszego w 2020 r. Spacerkiem, od strony lądu, to bardzo słuszna koncepcja
Uvala Mala Stiniva, to moim zdaniem, obok Pokrivenika i plaży w Gromin Dolac, absolutny top wśród plażingowych miejsc na Hvarze. To co ją wyróżnia spośród innych hvarskich zatoczek, to przede wszystkim dwie piękne i całkowicie różne plaże, znajdujące się w sąsiadujących zatoczkach. Niewysokie wzgórze umożliwia przyjemny spacer i szybką zmianę lokalizacji na zupełnie nową, niemniej urokliwą. Również przepłynięcie wpław, na materacu, czy innym pływadłem, z jednej zatoczki do drugiej, nie powinno przysporzyć nikomu większych trudności.
Naszym celem tego dnia była mniejsza z zatoczek, ukryta między skalnymi ścianami, które upodobali sobie miłośnicy skoków do wody. Mieliśmy okazję oglądać śmiałków w akcji i powiem szczerze, że bardziej przerażająca, od samych skoków, była ich wspinaczka po pionowej ścianie. (Zagadka : Ile osób jest na zdjęciu poniżej ?)
Tyle tytułem wstępu , teraz czas zaparkować naszego ścigacza
Pięknie się prezentował w trakcie krótkiej sesji. Prawdziwy wilk morski
I jeszcze drugi profil (nad łódką widać ścieżkę łączącą dwie plaże)...
Gdy dopłynęliśmy do plaży, to zastaliśmy na niej sympatyczną rodzinkę z Nowej Zelandii, która poplażowała z nami około godzinki....
Tu już się zwijają.
...I dziewczynę z pobliskiej robinsonady. Widzicie ją na zdjęciu ? Wcześniej siedziała przy kamiennym domku, teraz zmieniła się w kozicę górską , a potem jeszcze latała, w sensie spadała do wody
I pooooszli....
Idę dalej i szukam plaży na której byliśmy 2 tyg. temu ...
Po 5 min. już na górze, z takimi widokami ...
Po powrocie, okazało się, że na plaży zostaliśmy zupełnie sami. Nawet kobieta-kozica zrobiła sobie przerwę. To były nasze najpiękniejsze chwile spędzone w tym roku na plaży , przypominające pobyt na paškim Maskaliću. Cała plaża tylko dla nas i to jaka plaża Powiem szczerze, że gdybym miał możliwość wybudowania własnej robinsonady, to chciałbym właśnie takiej zatoczki na moje miejsce, mój własny raj na ziemi
Koło godziny 15-tej pojawił się statek wycieczkowy i motorówka ze skaczącą ekipą.
Zabawili jakąś godzinkę i tak szybko jak się pojawili tak szybko zniknęli.
My też powoli zaczęliśmy zwijać graty i szykować się do powrotu. Żal było opuszczać M.S., ale w oddali widać było białe bałwanki na morzu i baliśmy się , że później może być jeszcze gorzej. Myliliśmy się, później, po godz. 18-tej, morze uspokoiło się, a my wybraliśmy najgorszy moment na powrót . Od 16-tej Jadran zarezerwowany był przez mistrala, który nie toleruje amatorów w pierdziawkach i daje im lekcję, której nigdy nie zapomną. To była najdłuższa godzina/lekcja w moim życiu Gdy opuściliśmy zatokę pojawiły się fale, które nie były jeszcze dramatyczne i pomyślałem sobie, że jak będą robić się większe, to ukryjemy się w Prapatnej Teraz trzeba skupić się na bezpiecznym ominięciu cypla, a dalej będzie ok i spokojnie popłyniemy sobie przy brzegu. Dalej nic nie było ok Cytując klasyka "...było kur...sko daleko od ok" Diagnozę postawiłem jak najbardziej błędną. Po minięciu cypla zaczął się armagedon. Fale zrobiły się tak duże i waliły w takim kierunku, że o jakiejkolwiek manewrówce można było zapomnieć. Jedyny kurs, który dawał szansę na przetrwanie, to kierunek na Glavicę.
Adrenalina zalała mi mózg, przed nami rozszalałe morze i tylko my na nim. Zero innych łodzi, a półwysep Glavice ledwo widać Agnieszka zeszła do parteru z Zosią i na podłodze całkowicie odcięła ją od tego co działo się dookoła. Grały w jakieś gry skojarzeniowe, szlak wie co zrobiła , dała radę, zajęła ją i dzięki temu Zosia nie wpadła w panikę. Przez godzinę widziałem tylko plecy moich dziewczyn, ukrytych między burtami, oddalający się brzeg i zbliżające się fale, które za każdym razem, po wpłynięciu na nie, wydawały się większe. Modliłem się jedynie o to żeby ten mały, 6-konny silniczek nie padł, nie zalał się, nie wiem co tam mogło się z nim stać. Po prostu nie zgasł. Całe szczęście współpracował dzielnie do samego końca i z każdą chwilą, powolutku, przybliżał nas do upragnionego celu. W końcu udało się dopłynąć do Glavicy i schować w zatoce Wiatr osłabł , fale zniknęły , stres odpuścił, udało się....byliśmy w domu W porcie nie byłem w stanie zaparkować między łodziami,...z tego wszystkiego wkręciłem linkę od bojki w śrubę . Chłopak z wypożyczalni wskoczył na łódkę, pokiwał głową i powiedział jedno słowo .... mistral...
P.S. To był najpiękniejszy i najstraszniejszy dzień tych wakacji.
Ostatnio edytowano 10.01.2020 22:00 przez Habanero, łącznie edytowano 1 raz
Teraz trzeba skupić się na bezpiecznym ominięciu cypla, a dalej będzie ok i spokojnie popłyniemy sobie przy brzegu. Dalej nic nie było ok Cytując klasyka "...było kur...sko daleko od ok" Diagnozę postawiłem jak najbardziej błędną. Po minięciu cypla zaczął się armagedon. Fale zrobiły się tak duże i waliły w takim kierunku, że o jakiejkolwiek manewrówce można było zapomnieć.
Dokładnie to samo mogłabym powiedzieć opisując moją przygodę na Mljecie Szacun - Ty dopłynąłeś, my wzywaliśmy pomoc
Podziwiam Małżonkę, że zdołała odwracać uwagę Córki od tego z czym zmagał się jej Ojciec. Ja też zeszłam do poziomu podłogi, z tym,że uwiązałam sobie pasek torby z dokumentami wokół kostki ,żeby ułatwić komuś identyfikację i trzymałam się czego się dało, bo łódka dęba stawała - byłam potem bardzo posiniaczona - i podobno bardzo szpetnie klęłam (mówi Małż)
......nie jestem biegły w chorwackich wiatrach mistral , więc " domniemuję", iż chodzi o wiatr północno zachodni . Wynika z tego,że do przepłynięcia było prawie 5 NM pod wiatr i fale z 7 konnym silnikiem. Szacun za odwagę i kunszt żeglarski, ja bym tak nie potrafił. W sierpniu roku ubiegłego z nudów przy borze próbowaliśmy dopłynąć ze Starego Gradu do Cichej Zatoki na pekę i zrezygnowaliśmy na wysokości Arkada Sunny Hotelu, a to były tylko 2 km.
lew napisał(a):......nie jestem biegły w chorwackich wiatrach mistral , więc " domniemuję", iż chodzi o wiatr północno zachodni . Wynika z tego,że do przepłynięcia było prawie 5 NM pod wiatr i fale z 7 konnym silnikiem. Szacun za odwagę i kunszt żeglarski, ja bym tak nie potrafił. W sierpniu roku ubiegłego z nudów przy borze próbowaliśmy dopłynąć ze Starego Gradu do Cichej Zatoki na pekę i zrezygnowaliśmy na wysokości Arkada Sunny Hotelu, a to były tylko 2 km.
Tym 51-stopowycm jachtem? Kolega sobie chyba żarty stroi
........koleżanko lubię popisać z inteligentnymi ludźmi z poczuciem humoru, ale...... .Stąd wyjaśnię ,iż w czasie bory dobry kapitan przebywa wiadomo gdzie , a jego jacht, też wiadomo gdzie stoi. Płynęliśmy więc gumiakiem- flotyllą kilku dinghy z silnikami około 5-7 Hp. Na początku zabawa była przednia, potem niewiastom zaczęło się robić "nie dobrze" , znudziła im się ta huśtawka z prysznicem i zarządziły odwrót