Pomysł wyjazdu narodził się w mojej głowie jeszcze w Zakopanem podczas sobotniego konkursu. Na konkurs piatkowy nie miałem szans zdążyć, sobotni był dość nijaki, a na niedzielny w efekcie nie poszedłem. Czułem duży niedosyt i chęć na coś jeszcze.
O końcu kariery Adama mówiło się w Wiśle już od dawna. Nikt nawet z najbliższej rodziny nic nie mówił jednak "na pewno", nie potwierdzał i nie zaprzeczał. Wydawało się więc, że Planica może być miejscem idealnym, by nacieszyć się skokami, być może zobaczyć Adama po raz ostatni i co najważniejsze, zobaczyć tę część Słowenii i Alpy Julijskie.
Te trzy elementy działały bardzo motywująco.
Początkowo miałem jechać z kolegą z pracy. Dwójka to trochę mało. Rzuciliśmy hasło "Planica" przy porannej kawie i zebrało się "stu" chętnych
. Po dwóch tygodniach i po zsumowaniu przez wszystkich różnych za i przeciw znowu zostaliśmy we dwójkę... no cóż trochę kiepsko, ale trudno. Udało się znaleźć drugą niezależną ekipę z dwoma miejscami w aucie, z dwoma miejscami w pensjonacie. W sam raz dla nas. Wyjazd w czwartek wieczorem. OK!
Na dwa dni przed wyjazdem wycofał się i mój współtowarzysz.... Na szczęście w tamtej ekipie też coś się podziało i koniec końców wystarczyć mógł jeden samochód...
Problemem pozostała już tylko wejściówka.... i zmiana terminu.
Tamta trójka chce jechać w środę wieczorem
.
No to koniec. Zostaję w domu. Sytuacja w firmie nie pozwala mi na wolny czwartek, ledwo piątek załatałem... idę jednak do Szefa.
OK jedź, ale w poniedziałek rano na szóstą masz być w pracy. Dwa razy nie trzeba było mówić... (Słowa dotrzymałem - dziś około piątej rano wyjechałem spod bloku w kierunku Wisły)
Dużo zawirowań było, nim udało się coś konstruktywnego zdziałać.
16/17 marca - wyjazd
Godzina 22:15. Wisła. Stacja ORLEN przy skręcie do Jawornika. Mam czekać na Passata. Pojawia się Skoda Oktavia. Trzech Panów wysiada z samochodu... "Mariusz?" , "Tak to ja".
Po ośmiu godzinach jesteśmy w Villach. Deszcz nie przestaje padać. Podjazd na przełęcz Korensko Sedlo (1073 m.n.p.m.) trochę daje się we znaki silnikowi samochodu. Przed nami mgła. Nie mam najmniejszej świadamości, że w tej mgle kryją się już ośnieżone turnie Alp Julijskich.
Zjeżdżamy do Kranjskiej Gory. Padać nie przestaje, ale pada mniej intensywnie.
Smutno wygląda ten najbardziej znany w Słowenii ośrodek narciarski.
czasem na kilka sekund z chmur ukazuje się szczyt o nazwie Spik.
Liczę na poprawę pogody. To dopiero czwartek.
C.D.N.