napisał(a) Maciej87 » 29.06.2014 11:09
No to wróciliśmy. Uczucia dość mieszane, ale może po kolei. Trasa Poznań - Zagrzeb przebiegła dość sprawnie. W Zagrzebiu byliśmy około godziny 12:00. Pierwsza nerwówka w momencie odbioru kluczy do apartamentu. Właściciel dzień wcześniej prosił o informację o której przyjedziemy. Dzwonimy dwie godziny wcześniej kilka razy, ale niestety nikt nie odbiera telefonu więc piszemy smsa z informacją o godzinie przyjazdu. Przyjeżdżamy na miejsce, ale niestety nikogo nie zastaliśmy w domu. Po około 15 minutach informacja od właściciela, że niestety jest na szkoleniu i nie może przyjechać i że za kolejne 15 minut przyjedzie żona. Ostatecznie udaje nam się zostawić bagaże, wziąć szybki prysznic i wyruszyć w miasto. Tutaj niestety wielkie rozczarowanie. Krótko mówiąc Zagrzeb jest jak dla mnie po Łodzi najbrzydszym miastem jakie przyszło mi zwiedzać. Miasto brzydkie, pozbawione jakichkolwiek uroków. Następnego dnia wstajemy po godzinie 6, żeby wyjechać przed 7 i być na Jeziorach Plitwickich około godziny 9. Myślałem, że w Polsce panuje chaos na ulicach, ale to co zobaczyłem w stolicy Chorwacji przerosło mnie. Na głównym skrzyżowaniu tuż przy naszym miejscu zakwaterowania wyłączone światła, brak policji, która powinna w tym momencie kierować ruchem, setki aut stojących w korku, nikt nikogo nie raczył przepuścić, trąbiący bez celu na siebie kierowcy i wyrzucający z autokaru kierowca bagaże zdenerwowanych pasażerów, którzy brali torby i szli pieszo dalej. Z godzinnym opóźnieniem docieramy do Plitwic. Wymieniamy euro na kuny i tutaj pierwsza rada wymieńcie tylko to co potrzebujecie na bilety wstępu gdyż kantor dolicza sobie prowizję w wysokości 1,5%. Tutaj żadne niemiłe przygody nas nie spotkały. Park Narodowy piękny, a pewnie jeszcze piękniejszy w pełnym słońcu (niestety w dniu naszego zwiedzania niebo było zachmurzone). Po obejrzeniu pięknych krajobrazów kierujemy się na Zadar. Przyjeżdżamy w ulewie, która mija po kilku godzinach. Tym razem nie było problemu z zakwaterowaniem. Miasteczko dość przyjemne, ciekawa architektura. Warto zajrzeć jeśli się ma na to czas. Z samego rana idziemy obejrzeć jeszcze raz miasto za dnia. Jeśli ktoś planuje wypad na Kornati, to myślę, że Zadar jest do tego doskonałym miejscem. Wycieczki całodniowe to koszt 200 kun. My przed wyjazdem niestety o tym nie wiedzieliśmy, że można w takiej cenie popłynąć. Po porannym spacerze kierujemy się do miejscowości Skradin, gdzie zostawiamy auto na "darmowym" parkingu. Wchodzimy do restauracji w której trzeba coś kupić, żeby móc skorzystać z wspomnianego parkingu. Zamawiamy małe piwo a dostajemy duże. Czyżby kelner miał problemy z rozumieniem podstawowych słów w języku angielskim czy też doskonale rozumiał co do niego mówimy, ale postanowił nas naciągnąć? Oceńcie sami. Wyprawa statkiem jak i zwiedzanie parku dość przyjemne. Jak dla mnie Plitwice lepsze, ale nie żałuję wyprawy do Krka. Absurdem są dla mnie płatne toalety w tym miejscu. Nie dość, że płacimy 110 kun za wejściówkę to jeszcze chcą na nas zarobić na WC. Kolejnym punktem wycieczki był Trogir, który zrobił na nas ogromne wrażenie. Jedno z najpiękniejszych miasteczek jakie przyszło mi w życiu oglądać. Zaskoczyła mnie natomiast "szerokość" dróg dwukierunkowych, gdyż dość trudno było się zmieścić na nich jednym samochodem a co dopiero gdy jedzie ktoś z naprzeciwka. Właściciel miły i pomocny. Wraz z kluczami do apartamentu otrzymaliśmy buteleczkę specjału wyrabianego przez jego kolegę. Kolejnego dnia przed wyjazdem postanawiamy jeszcze raz pospacerować po wąskich uliczkach starego miasta, wypić kawę i wyruszyć dalej. I tutaj niestety kolejna niemiła niespodzianka. Zamawiamy kawę z menu, otrzymujemy to co zamówiliśmy, niestety "kelnerka" (o ile można ją tak nazwać, gdyż jej zachowanie przypominało bardziej zachowanie pań siedzących w kasach PKP) przynosi rachunek dwukrotnie wyższy. Mówię zatem, że to jakaś pomyłka, ale ona uparcie twierdzi, że zrobiła podwójną kawę i łamaną angielszczyzną przy pomocy długopisu i notesiku zaczynać pisać ile mamy zapłacić. Zdenerwowany wyciągnąłem pieniądze i dopłaciłem, gdyż nie miałem ochoty kontynuować całego cyrku mając na uwadze grupkę turystów z Niemiec siedzących obok i przyglądających się całej sytuacji. Pani wydała resztę, a raczej rzuciła ją na stół, obróciła się na pięcie i poszła. Teraz już byłem przekonany, że w miejscowości Skradin nieporozumienie nie było nieporozumieniem, lecz typowym naciągnięciem na dodatkowe koszty. Kolejnym punktem podróży był Split. Tutaj niemiłych niespodzianek nie było, a samo miasto nas również urzekło. Po jednodniowym pobycie ruszamy na Riwierę Makarską zahaczając o dwugodzinne plażowanie w Breli. Punta Rata wydaje mi się być trochę przereklamowana więc ruszamy do Makarskiej. Widoki naprawdę przepiękne. Sama Makarska nieciekawa. Czułem się trochę jak nad Bałtykiem, otoczony rodakami z głowami uniesionymi ku górze w obliczy faktu, iż są za granicą. To chyba jedna z polskich przypadłości, gdyż turyści z innych krajów nie "wyróżniają" się tak jak nasi rodacy. Oczywiście nie generalizuję! Przy dobrej pogodzie warto skorzystać z opcji popłynięcia na wyspę Otok Brać. Koszt 200 kun za osobę wydaje mi się być bardzo uczciwą ceną. Wliczony posiłek i aperitif. Następnym punktem wyprawy były wodospady Kravica. Na granicy żadnych problemów ani kolejek. Jeśli jedziecie do Bośni koniecznie trzeba zobaczyć to miejsce. Wejściówka kosztuje 0,50 centów więc naprawdę warto! Tutaj niemiła przygoda, ale tym razem z moim aparatem. Zawiesił się i straciłem około 40 zdjęć z Makarskiej. Niestety nie udało się odzyskać. Z wodospadów kierujemy się do miejscowości Pocitelj. Jeśli planujemy wypad do Mostaru warto się tutaj zatrzymać bo to miasteczko leży przy głównej drodze. Warto też wejść do góry, niekoniecznie na wieżę (koszt 1 euro), z którego roztacza się piękny widok na rzekę i meczet. W następnej kolejności kierujemy się do domu Derwiszów w miejscowości Blagaj i zjadamy rybkę w restauracji przy jaskini. Widok na skałę, jaskinię , dom i wodospad przepiękny. Cena parkingu również 1 euro. Po przyjeździe do Mostaru zatrzymujemy się przy najbliższym z możliwych hoteli i pytamy o lokalizację adresu, gdyż nawigacja nie widziała niestety większości ulic w Bośni. Młody człowiek mówi, iż za 10 minut kończy pracę i nas tam zawiezie. Wsiadł w samochód i kierował nas do celu. Przyjechaliśmy na miejsce, zadzwonił do drzwi poprosił w swoim ojczystym języku właścicielkę, z którą załatwiliśmy resztę spraw dotyczących zakwaterowania. Szybko utwierdziłem się w tym, iż Bośniacy są zupełnie inni niż Chorwaci. Kobieta u której nocowaliśmy była bardzo przejęta wszystkim i co chwilę dopytywała czy aby na pewno wszystko jest dla nas w porządku. Wychodzimy zwiedzić Mostar. Tego dnia było bardzo gorąco więc postanawiamy ugasić pragnienie w pobliskim barze. Siadamy a młoda Pani, która podeszła mówiąc płynnie po polsku przynosi nam 4 duże piwa, twierdząc, że Polacy uwielbiają duże piwa. Było zabawnie:) Idziemy dalej wchodząc do kawiarni, gdzie zamawiamy ciastko. Starszy Pan właściciel siada obok nas i cały czas z nami rozmawia tłumacząc nam co warto zobaczyć etc. Udajemy się na wieżę meczetu z której roztacza się przepiękny widok na most. Wchodząc do Starego Miasta zobaczycie znak w języku angielskim - najlepszy widok w Mostarze na Stary Most. Wejście do samego meczetu 2 euro, wejście na wieżę kolejne 2 euro. Nikt tego nie sprawdza czy kupujecie tylko do meczetu i wchodzicie na wieżę, czy też płacicie 4 euro. Chodzi o czystą uczciwość. Z Mostaru wybieramy się do Dubrownika. Tym razem tracimy 70 minut w oczekiwaniu na granicy. Wjeżdżamy do Chorwacji i kierujemy się na Neum. Tutaj kolejna kontrola. Bośniak nie wyszedł nawet z budki natomiast Chorwat kieruje nas na osobny pas. Mnie wraz z dokumentami zapraszają do środka. Zostałem poddany testom narkotykowym, które nic nie wykazały. W następnej kolejności testom poddany został szwagier. Kobiety zostawili w spokoju. Na koniec przetestowali samochód i zaprosili mnie jeszcze raz do budy. Po włożeniu papierka do maszyny wszystko zaczęło pikać na czerwono i wyskoczył komunikat: "heroin detected". W pierwszej chwili się wystraszyłem, gdyż Chorwat stwierdził, że przewozimy narkotyki. Powiedziałem, że mają zatem zacząć przeszukiwać auto, gdyż się spieszymy. Zajrzeli do schowków i zapytali czy mamy jakieś leki. Powiedziałem, że mamy leki na ból głowy i wapno na alergię i puścili. Po blisko czterech godzinach jazdy docieramy do Dubrownika, gdzie mamy spędzić kolejne trzy dni. Z zakwaterowaniem nie było najmniejszych problemów. Wybieramy się zatem na słynną plażę Banje, która wielkiego wrażenia tak naprawdę nie zrobiła. Obiektywnie plaże nad Bałtykiem są dużo lepsze, niż te które było mi dane zobaczyć nad Adriatykiem czy też nad Śródziemnym. Woda ciepła choć nigdy nie byłem zwolennikiem kąpieli w tak bardzo zasolonej wodzie. Samo miasto robi piorunujące wrażenie. Można chodzić, chodzić i nigdy się nie nudzi. Polecam również wejście na wzgórze Srd, z którego roztacza się fantastyczny widok na miasto i wyspę Lokrum. Droga na szczyt nie jest oznakowana, a brak chodników dla pieszych jest kolejnym utrudnieniem. Samo wejście to około 30 minut dość kamienistym zygzakiem. Można też wjechać autem, ale my postanowiliśmy wybrać się na pieszo. Dwoma wielkimi minusami Dubrownika są niestety porażające ceny (np. butelka wody niegazowanej w miejskim markecie 10 kun!) oraz wszechobecny snobizm na ulicach. Tutaj niestety miały miejsce dwa kolejne niemiłe zdarzenia w restauracjach. W pierwszym przypadku zamówiliśmy obiad na który czekaliśmy 40 minut. Na rachunku do każdego dania 7 kun za dużo. Pytamy o co chodzi, a Pani z szyderczym uśmiechem na twarzy mówi, że ceny z menu są już dawno nieaktualne a właściwe ceny wiszą na płocie. Kolejnego dnia kolejna niemiła sytuacja. Zamawiamy cevapcici i zamiast 10 kiełbasek, dostajemy 9. Prosimy dwa razy o przyniesienie sosu, którego w ostateczności nie otrzymujemy, a na sam koniec kilkakrotnie prosimy o wystawienie rachunku, który otrzymujemy po kolejnych 20 minutach. Po trzech dniach wyruszamt w kierunku Mariboru. Tutaj niestety zbyt wiele atrakcji nie było, ale Słoweńcy byli dużo milsi niż Chorwaci.
Jeśli chodzi o pogodę, ta również nie była zbyt udana. Przez większość czasu niebo było zachmurzone a słońce w pełni świeciło może 4-5 dni.
Podsumowując wyjazd całkiem udany, ale do perfekcji wiele brakowało. Chorwacja może się szczycić pięknymi krajobrazami, cudowną przyrodą, jak i ciekawymi miasteczkami. Należy jednak pamiętać, iż kraj to nie tylko przyroda i krajobrazy, ale przede wszystkim mentalność i zachowanie ludzi. Chorwaci niestety nie zrobili na mnie dobrego wrażenia. Chamstwo, bezczelność, wyniosłość i obojętność było nieodłączną wizytówką wielu miejsc, które zobaczyliśmy. Byłem już w naprawdę wielu krajach, ale pierwszy raz właśnie tutaj zdarzyło się, że zostałem naciągany i oszukiwany. Może gdy ludzie przestaną tam jeździć Chorwaci się zmienią i zrozumieją na czym polega robienie biznesu. Odnośnie Bośni wrażenia zgoła odmienne, ludzie przemili i uczynni mimo tak krótkiego pobytu, ale należy zwrócić uwagę, iż to zupełnie inna kultura. Mnie się bardzo podobało, ale reszcie ekipy już nie. Miałem wrażenie, że przeżyli delikatny szok kulturowy - modlitwy z meczetów, bieda, ślady wojny, niezbyt duża czystość (zdarzało się, że np. szklanka od napoju była brudna), dlatego jeśli ktoś oczekuje błogiego lenistwa powinien raczej unikać tego kraju, a jeśli ktoś tak jak ja pragnie poznać nową kulturę, to Bośnia powinna być dla niego obowiązkowym przystankiem. Jeśli ktoś mnie zapyta czy polecam Chorwację bez wahania powiem nie. Jedźcie lepiej do hiszpańskiej Andaluzji, gdyż przy niej i przy tamtejszych mieszkańcach cały blask Chorwacji niestety blednie.