Re: Pijany Pinokio, fontanny, krowy na moście, sztuczna (?)m
napisał(a) MRK » 24.10.2016 14:15
Aha... jeszcze to... no popatrzcie, jak szybko drzewa rosną we Włoszech. Żona przyłożyła aparat do oka, a tu nagle drzewo Jej wyrosło w momencie "pstryk":).
I mały wkręt wyjaśniający, skąd w tytule "fontanny". Nienawidzę ich!!!! Znaczy od niedawna, ale uważam, że wszelkie możliwe powinny być zrównane z ziemią. Natychmiast! Dlaczego? Bo powodują tylko krzyk, płacz, złość, koszty, zmęczenie, rozbieganie itd. Jak to? Ano tak to, że mój syn ma totalnego fioła na ich punkcie. Totalnego. To jest obsesja. ON MUSI TAM WEJŚĆ i być cały mokry! Musi! Nie ma możliwości spojrzenia, zanurzenia ręki... nie! Musi się cały zanurzyć! Może nie wychodzić z fontanny. Czy można Mu zabronić? Można. Wtedy mamy do czynienia z krzykiem, płaczem, złością. Totalną. Absolutnie nic nie powoduje u Niego takich odruchów. Może wyrżnąć o ścianę głową, może spaść z łóżka na podłogę, może wypaść z wózka, może wszystko i nie będzie takiej reakcji, jak to, że zabroni się Mu wpaść do fontanny. Czy można więc spokojnie chodzić po włoskich miastach z moim dzieciakiem? Nie można. To męka... W Padwie nie zdążyliśmy zareagować i stwierdziliśmy "rób co chcesz"... i robił. Teraz jak oglądamy filmiki i zdjęcia, to jest rechot. Zresztą wtedy też był. Nie tylko nasz. Troszkę osób się zebrało, w większości reagowali z uśmiechem. Jakaś starsza "damulka" tylko pukała się w czoło. Też Jej zapukaliśmy. Ktoś kręcił tabletem całą akcję... no było zabawnie. Dzieciaki miały ubaw. Oczywiście, mimo iż zabawa trwała długo, to nie było sposobu dobrowolnego zaprzestania. Trzeba było siłą.
Z racji tego, że uważam iż wklejanie facjat niekoniecznie jest dobrym pomysłem, to tylko takiej jedno.
Po całej akcji - zmiana ubrania, suszenie, reprymenda (kontrolnie). Po wszystkim, żony stwierdziły, że dzieciaki muszą zjeść... Wszystko było przygotowane. Usiedliśmy na fajnym skwerku, było milutko, gołąbki obok... no i gołąbki sobie pojadły, ponieważ moja żona, a istota to dość zgrabna, zachowała się bardzo niezgrabnie i całe jedzenie dzieciaków wylądowało na tymże skwerku. Ot wypadło... ślizgnęło się jakoś... Normalnie pewno pozbieralibyśmy z chodnika i dali dzieciakom, bo przecież wszystko, co nie ma włosów, nie jest oblepione nie wiadomo czym, potrafi lądować w żołądku dzieciaka, zanim się spostrzeżesz:). No ale... ludzi trochę było, więc żeby nie było, że Polacy to bidoki i nawet z ziemi dzieciakom dadzą, a nie kupią, to jednak grzecznie posprzątaliśmy, dokumentując fotograficznie "niezdarstwo" żony mej:), i ruszyliśmy na poszukiwania marketu, celem uzupełnienia prowiantu.
...