Powitać. Pozwólcie, że nie każdego z osobna, a część razem, bo zimno w domu jak diabli, więc ręce muszę dłużej w kieszeni potrzymać. Na pytania tylko odpowiem...
janka.mik. napisał(a):dzięki
jak z Pinokio, to rozumiem, że zabierasz nas do Włoch?
W 99% procentach tak.
Zachodzę w głowę sam. Nie wiem... no nie wiem... Żona ma swoje sposoby, no ale... żeby aż tak... jak piszesz... horror...
walp napisał(a):MRK napisał(a):Towarzyszyć będzie Pijany Pinokio... Napiszę, dlaczego nienawidzę każdej możliwej fontanny... co mogą robić krowy na moście oraz trzeba się wreszcie zastanowić, kto rozpylił sztuczną mgłę???!!!!
Pijany Pinokio, krowy na moście, sztuczna mgła ...
... jakiś dramat psychologiczny. Zostaję.
Von Trier! Stąd inspiracja.
piekara114 napisał(a):Czyli jedziemy do Toskanii
Może morze też będzie?
Nie... i tak.
Janusz Bajcer napisał(a):Nigdy nie widziałem pijanego Pinokio
Taki do dopiero musi kłamać jak z nut
A zaprosiłeś kiedyś rzeczonego na rudą? No właśnie... to jak miałeś widzieć? Koleś w dechę, a po rudej się tak rozkręca, że aż wióry lecą. Później gorzej, bo szybko gwoździa przybija, ale... to na samym końcu będzie.
anakin napisał(a):MRK napisał(a):sztuczna (?)mgła
A brzoza?
Widziałeś brzozę
Nie... ale już robię w domu makietę brzozy, bo fragment sztucznej mgły przywiozłem.
Je je je... sobie pomyślałem jakiś czas temu, jak mi oznajmiono, że "ja już nie chcę do Chorwacji... ja chcę gdzieś indziej... ja już nie chcę tak długo jechać samochodem...". Taka radość mną owładnęła, że normalnie... ściany gryzłem. "Standard" sobie pomyślałem. Mamy jeszcze czas, więc pewno przejdzie. Nie pierwszy, nie ostatni raz. "Pomyślimy" - rzuciłem, uznając temat za zamknięty przez kolejny czas. W sumie przecież już raz pojechaliśmy do Słowenii, a że z trasy odbiliśmy do Chorwacji i ze Słowenii były nici... Samolot co prawda nie odbije, no ale... czas był.
Skład miał być ten sam, co rok wcześniej, czyli 3x(2+1). Nagle "jedni" 2+1 oświadczają, że Oni to też nie do Chorwacji!!! Nosz Wy... Żona ma poparcie!:/ Zły to znak/sygnał. "Se szukajcie w takim razie"... No i tak myśleli, tak myśleli, żem się musiał wziać do roboty i im ten wyjazd jakoś ogarnąć:). A że późno było, to np o Malcie, a tam chcieli, być nie mogło mowy. Ci jedni 2+1 odpadli, bo w końcu all'a chcieli, a dla Nas all... no nie. Uwiązać się w jakimś hotelu? NEIN! Se chcieli, se polecieli. Fochem małym rzucili, że My nie chcemy. Spoko, mnie i tak mało kto lubi, bom podobnież bucowaty, więc przeżyję i z tym. Skład więc został 2x(2+1), czyli M&M&m's i M&M&m's.
Przez tych od all'a, jeszcze wcześniej przełożyliśmy urlop. Teraz się okazało, że niepotrzebnie, bo przecież sobie lecą na Korfu. Nic to... damy radę. Ja rzuciłem korpo, więc z urlopem problemów nie było. Żona też akurat - o dziwo - problemu z przesunięciem urlopu nie miała, a w korpo jeszcze siedzi.
No to żona przełknęła to, że nie samolotem, a samochodem i dn. 21.09, załadowani pod sam dach - start. Oczywiście nie można było spakować się inaczej. No jak? Bo to, bo nocnik, bo pieluchy, bo takie jedzonko dla Nas, a takie dla Młodego itd. Żona nienawidzi się pakować. I nie chodzi o pakowanie, a o mój stan w ten czas. No ale chwila... Rozmowa z żoną:
Ja: Dobra, mamy pościel(?????), łóżeczko turystyczne i wózek. Ile walizek będzie, bo ja się zmieszczę do jednej małej?
Żą: No to ja się z Młodym spakuję do jednej większej.
Ja: I to wszystko?
Żą: Jeszcze ewentualnie reklamówka z butami dojdzie i koszyczek z jedzeniem.
Ja: Ok
No i po takiej rozmowie, człowiek już mniej więcej wie, jak rozlokować wszelkie klamoty w wozie. Co się okazuje? Tych reklamóweczek jest 165 435 sztuk. No skoczy ciśnienie? No nie ma innego wentyla. I już wiadomo, dlaczego nie lubi się pakować. Skoro zawsze dostaję błędne komunikaty, to zawsze się wkurzam. Jak zawsze się wkurzam, to żona zawsze nie lubi się pakować.
No ale... mieliśmy jechać... Startujemy jakoś kole 06.00 bodajże. Miało być wcześniej, ale kolega dopiero rano przeżywał powyższe problemy.
Drogę do zjazdu na objazd Słowenii zna każdy. Nie skręciliśmy na Słowenię. Pojechaliśmy prosto. Wcześniej, jakoś na wysokości Wiednia, szykowano dla mnie niespodziankę. Jakoś przedwczoraj po powrocie do domu, czekała w skrzynce. Koszt niespodzianki 55 euro. Proszą o opłacenie niespodzianki w ciągu czterech tygodni. Tacy żartownisie z tych Osterrichsiów. Ubaw po pachy. Ciekawe, czy jeszcze dla mnie coś mają.
Szybki rzut obiektywem na tył, czy aby towarzysze niedoli trzymają się dzielnie...
Jeszcze chwila...
I już...
Kierunek więc jasny. Jedziemy dalej...
...