napisał(a) Raul73 » 24.09.2010 18:34
Po obiadku w pizzerii w centrum Postojnej (wspaniała pizza - polecam!) ruszyliśmy dalej. W Ljubljanie odbiliśmy w lewo i skierowaliśmy się na Jesenice. Momentalnie zmienił się krajobraz i wjechaliśmy z Alpy Julijskie. Na horyzoncie pojawiły się białe szczyty Triglavu - symbolu Słowenii.
W Jesenicach nie jechaliśmy na Karavanke, lecz zjechaliśmy z autostrady i po chwili wjechaliśmy do słoweńskiej stolicy narciarstwa alpejskiego - Kranjskiej Gory. Prawdę mówiąc spodziewałem się jakiegoś większego miasteczka, ale tras narciarskich ma pewnie więcej niż mieszkańców.
Szybko minęliśmy Kranjską Gorę i w Ratece skręciliśmy w wąską drogę, którą po kilku minutach dotarliśmy do Planicy, na parking u stóp Velikanki. I tu kolejny szok. Znając skocznie w Zakopanem i wiedząc, ze Velikanka jest największa na świecie, spodziewałem się czegoś wielkiego, ale nie aż tak ogromnego! Tyle razy widzialem tę skocznię w telewizji, ale na własne oczy robi niesamowite wrażenie! Pojawiło się lekkie zawahanie, czy damy radę tam się wspiąć w tym upale, ale nie po tu przyjechaliśmy, żeby postać na dole. Ruszyliśmy więc na górę. Po lewej stronie minęliśmy tablicę z zaznaczonym rekordem świata Romorena sprzed 5 lat, po prawej domki dla drużyn skoczków. Dalej w górę prowadzą 2 drogi - albo metalowymi schodami, albo górską kamienistą dróżką. Zdecydowaliśmy się na to pierwsze. W porównaniu do wielu polskich skoczni, na Velikankę można wejść aż do samego końca, ale w 35-stopniowym upale łatwe to nie jest. Nam udało się po 2 krótkich przystankach, ale naprawdę było warto! Wspięliśmy się na samą górę - na belki startowe i dalej aż do dużej oszklonej szatni. W środku duża plansza z triumfatorami wszystkich konkursów w historii skoczni - w tym oczywiście pamiętne 3-krotne zwycięstwo naszego Adasia w 2007 roku. Niestety, z powodu odbijającego się w szybie słońca nie wyszły mi fotki. Z samej góry skoczni widoki są niesamowite - widać całą dolinę Planicy aż po Kranjską Gorę i cały masyw Triglavu. Zimą musi tu być jeszcze ładniej, ale skok na nartach z takiego giganta to tylko dla prawdziwych wyczynowców - mnie wystarczyło tylko spojrzenie w dół z rozbiegu i już nogi się trzęsły.
Zeszliśmy ścieżką górską - było trochę łatwiej. Na buli trwał akurat remont i stały koparki - wydaje mi się że układali igielit, ale jakiś taki biały. Słyszałem, ze są plany przebudowy skoczni, żeby można na niej skakać ponad 250 metrów i to całkiem realne, więc może już zaczęli?
To był ostatni przystanek naszej podróży. Pojechaliśmy potem przez Tarvisio, Klagenfurt, Wiedeń, Bartysławę i Żilinę. Za Cieszynem piękna nowiutka S1, a potem znów "jedynka". Kiedy przy pierwszej zmianie pasa przetoczyłem się po koleinach, od razu poczułem, że jestem w kraju.