Witam.
Jako, że zabraliśmy się za planowanie wyjazdu do Chorwacji w 2014 przypomniało mi się, że nie zamieszczaliśmy relacji z naszego zeszłorocznego wyjazdu.
Wiec było to tak.
Na pomysł wyjazdu do Chorwacji wpadliśmy zupełnie przypadkiem planując wakacje.
Z racji zbliżającej się 10 rocznicy ślubu chcieliśmy doświadczyć czegoś innego jak wypad nad polskie morze.
Myśleliśmy o Włoszech jednak Chorwacja okazała się zdecydowanie bardziej atrakcyjna cenowo.
Z racji zamiłowania do campingów tylko forma wypoczynku pod namiotem wchodziła w rachubę.
Zaczęliśmy szukać odpowiedniego dla nas campingu.
Trafiliśmy na stronkę http://www.suncamp.pl i tam zobaczyliśmy camp Galeb w Omisiu.
Coś niesamowitego góry i morze jednocześnie.
Zrobiliśmy rezerwację od 30.06 do 10.07 licząc, że nie będzie zbyt tłoczno.
Jak się później okazało z terminem trafiliśmy idealnie nie było ani odludnie ani tłoczno.
Od rezerwacji do wyjazdu zostało nam 4 miesiące, które minęły na planowaniu wyjazdu, studiowaniu forum i doprowadzeniu naszego Dodga do stanu używalności.
Swoją drogą to Dodge też nam dał popalić zmuszając do wymiany baku dzień przed wyjazdem z powodu potężnego wycieku benzyny.
Im dłużej przed wyjazdem czytałem forum tym więcej nabierałem wątpliwości czy Galeb to dobry wybór.
Są na forum opinie, że Galeb to moloch, że przy ulicy wiec hałas, że toalety katastrofa , że drogo.
Wiec tak
- moloch to to nie jest
- ulica faktycznie jest ale jakoś nam to nie przeszkadzało - możemy potwierdzić jeżdżą po niej samochody, które wydają dźwięki
- toalety sprzątane po kilka razy dziennie ale niestety niektóre rzeczy trzeba wymieniać i żadne czyszczenie tu nie pomoże - podsumowując dramatu nie ma ale szału też nie.
- co do ceny wtedy nie wydawała mi się jakaś duża ale teraz już wiem, że tani camp to to nie jest.
Nadszedł w końcu czas wyjazdu.
Wybraliśmy trasę:
Planowaliśmy wyjazd ok 16-tej ale cóż plany planami a wyjechaliśmy o 20.
Dzieciaki wytrzymały do Czech a obudziły się w okolicach Mariboru.
W Omisiu byliśmy o 14-tej.
Panie na recepcji bardzo miłe i wyrozumiałe.
Otrzymaliśmy mapkę campingu i ruszyliśmy szukać parceli.
Z wyborem nie było najmniejszego problemu - cienia pod dostatkiem.
Z powrotem na recepcję załatwić formalności i możemy się rozbijać.
Po rozbiciu namiotu ręczniki i na plażę.
Wiktoria i Aleks nie chcieli już dłużej czekać.
Widok na plaże - byliśmy lekko mówiąc zaskoczeni ilością osób.
A kotek oczywiście nadbałtyckim zwyczajem wyruszył na poszukiwanie muszelek.
I jeszcze widok na camp z plaży.
Kolejny dzień zorientowaliśmy się troszkę na campingu i okolcach.
Przy zjeździe z głównej ulicy na camping znajduje się duży market w, którym robiliśmy zakupy.(foto z Google)
Przed samym wejściem na camp jest sklepik z pieczywem, straganik z owocami.(foto z Google)
A na przeciwko 2 korty tenisowe i boisko do piłki nożnej.(i znowu Google)
Co do samego campingu to znajdziemy tu mały plac zabaw dla dzieci, szkółkę windsurfingu prowadzoną przez polaków, 2 knajpki, wypożyczalnie rowerów, skuterów, rowerów wodnych, łódek, małe spa gdzie można zamówić sobie masaż na plaży.
Parcele są ponumerowane, dojazd do nich asfaltowymi ścieżkami.
Skrzynki w prądem są co parę metrów wiec nie potrzeba specjalnie długiego przedłużacza.
Niestety gniazdka tylko pod campery.
Z pomocą przychodzą panie z recepcji, gdzie po wpłaceniu kaucji użyczą adapter.
Na campingu przeważnie Niemcy, Polacy, Słoweńcy ale nie nie brakowało też samochodów ze Skandynawii.
Jeżeli ktoś lubi ciszę i spokój to powinien być zadowolony.
Żadnej dyskoteki ani imprez do późna nie ma.
Jest wręcz dziwnie cicho a po 22 żeby nie dość silny wiatr zapadała by grobowa cisza.
Wieczorem siedząc przed namiotem i oglądając film mieliśmy wrażenie, że jesteśmy sami na campie.
Co do wiatru to w ciągu dnia cisza ale po 22 wieje już dość mocno wiec warto dobrze przymocować namiot.
Co dziwne wiatr wieje tylko miedzy alejkami na campingu a 20m dalej na plaży jest już spokojnie.
Teraz kilka fotek plaży zrobionych z wody ostatniego dnia pobytu więc ludzi już troszku wiecej ale i tak bez ścisku.
Co do plaży to miejsca spokojnie dla każdego wystarczy.
Jest nawet wyznaczone miejsce dla psów.
Sama plaża to nie jak wielu sądzi piasek ale coś w stylu żwiru.
Klapki nie są potrzebne.
Sama woda nie jest super przejrzysta a raczej z powodu żwirkowego dna troszkę mętna, zwłaszcza jak się pokręcisz chwile w jednym miejscu.
Bardzo płytko nawet na końcowych bojach nasz 10 letni syn miał głowę ponad wodą co jest niezaprzeczalnym plusem kąpieliska.
Temperatura wody hmm..... na pewno z racji bliskości rzeki nie jest bardzo ciepła ale jeżeli temperatura przekracza 30 st jest bardzo kojąca. Żebyśmy się dobrze zrozumieli temperatura wody jest jak najbardziej ok po prostu w innych miejscach gdzie byliśmy na południe od Omisu było i cieplej i czyściej.
Pora wybrać się do miasta.
Omis to małe nadmorskie miasto przedzielone rzeką Cetina.
Pełno tu urokliwych wąskich uliczek, straganów i kafejek.
Każdy znajdzie coś dla siebie.
My postawiliśmy na lody.
Jedna kula to jak u nas 3.
Za pierwszym razem nie znając jeszcze wielkości kulek poprosiliśmy po 2.
To żeśmy się dopiero zdziwili rozmiarem.
Połaziliśmy troszku po mieście i czas wybrać się na fortece.
Dzieciaki z entuzjazmem zaakceptowały wchodzenie po schodach.
Widoki z fortecy.
Czas schodzić i na obiadek.
I tu miłe zaskoczenie karta dań w kilku językach min. polskim.
Przemiły kelner - żadnego problemu z porozumieniem się w naszym języku.
Dzieciaki już nie mogły się doczekać, aż coś przekąszą.
Wieczorkiem wróciliśmy do miasta na drinka.
I tu ciekawostka.
W mohito umieszczona jest fluorescencyjna branzoletka dzieki której łatwiej zlokalizować dzieciaki latające wieczorem po plaży.
A ze mamy dwójkę dzieci to żonka musiała wypić 2 drineczki.
Kolejnego dnia wybraliśmy się na przejażdżkę samochodem w stronę Makarkiej i trafiliśmy na taką "plażę"
Woda krystalicznie czysta wiec kotek założył maskę i pod wodę.
Po południu dzieciaki umówiły się z dziadkiem, który wypoczywał w Ruskamen na rejs statkiem i obserwację życia pod wodą.
A my czmychnęliśmy między palmami................
..............na kawkę.