Piątki w świni przybywają w zastraszającym tempie
.
Po zeszłorocznych pokrzyżowanych planach przez moją złamaną nogę myślę coraz głośniej, choć nieśmiało, że chyba się uda.
Im bliżej wyjazdu tym głośniej i bardziej zdecydowanie mówię o tym dziecku, gdyż nie chcę usłyszeć znów jak rozżalona 5,5 latka mówi „Tatusiu przez tą Twoją złamaną nogę to trochę mieliśmy zepsute wakacje”.
No cóż, może i nietaktowne, ale szczere jak to u dziecka. Późniejsze jej zachowania wynagrodzą wszystko.
Czas leci, przygotowania pełną parą.
Kuźwa skąd brać tyle tych pieniędzy
Maj-chrzest chrześniaka -trzeba włożyć do koperty,
Czerwiec- ślub brata (czekamy 14 lat) nie byle wydarzenie- trzeba włożyć do koperty.
Lipiec – ślub kuzynki (na wypasie) – trzeba włożyć do koperty.
Jeszcze ten pieprzony niekończący się remont (od 20maja do 18 lipca!) Jak ta kasa szybko ucieka.
Na wakacje braknie jak nic! Nie może! Obiecałem córce – cały czas mam ten rozżalony wzrok przed oczami.
Dzień przed weselem kuzynki siedząc w hotelu z rodziną, dostaję telefon z biura, że długo realizowana i bardzo oczekiwana, transakcja właśnie dobiegła końca. Uffffffffff.
Stawiam flaszkę, mówię do żony na ucho jedziemy na sto procent.
No to skoro już wiemy, że jedziemy mamy wszystko załatwione pozostaje tylko pytanie czym?
Duże auto jest wystawione do sprzedaży, jak na razie się nie sprzedało- mówię NIE- dużym nie pojedziemy ponieważ, albo się sprzeda tuż przed wyjazdem i trzeba będzie kupować nowe auto na szybkiego, albo pojedziemy nim i coś się wydarzy. Miałem już takie przejścia.
Mówię więc do żonki, że nastawiamy się na jazdę jej Peżocikiem.
No jak – zapytała? 206ką? Jak my się pomieścimy?
Odpowiadam, że dawniej rodziny czteroosobowe jeździły Maluchami z przyczepą na wczasy do Bułgarii to i My w trójkę jakoś przebiedujemy tym Peugeotem zwłaszcza, że Klimę ma i jest w bardzo dobrym stanie.
Ok.- odpowiedziała, jedziemy.
Tydzień przed planowanym terminem zacząłem się trochę zastanawiać czy ten mały Peugeot da radę, ale pojechałem do kolegi , który prowadzi serwis Francuzów powymieniałem wszystko co potrzeba, a nawet jeszcze więcej, kupiłem wszystkie możliwe ubezpieczenia i mówię niech się dzieje wola nieba, damy radę.
Tuż przed wyjazdem okazało się, że kolega od którego zawsze pożyczam boxa dachowego, wyjeżdża w tym samym terminie na wczasy i zostałem bez dodatkowego bagażnika(też nie miał kiedy jechać
)!
Kilka szybkich telefonów załatwiło sprawę. Mamy wszystko.