Miałam nie pisać, zachować te pierwsze wrażenia z pobytu w Chorwacji dla siebie, ale się nie da. Komu innemu można je przekazać lepiej niż Wam, miłośnikom tego kraju. Kto zrozumie zachwyt i będzie tak uważnie słuchał.
Spróbuję więc jakoś spisać to co się w głowie kołacze.
Chorwacji miało nie być w planach jeszcze przez długi czas....
Dostałam jednak w minione wakacje piękną kartkę, na niej góry, morze, rzeka i nazwa miejscowości Omiś. Zaczęłam szukać w Internecie, oglądać zdjęcia, czytać relacje. Podglądanie Chorwacji trwało całą zimę, karteczka sobie stała w kuchni i podsycała chęć wyruszenia w tamte strony. "Znałam" już na pamięć całe wybrzeże od Splitu na południe, ale wciąż nie wiedziałam gdzie zakotwiczyć się na pobyt. Omiś szybko skreśliłam z listy, był za daleko Dubrovnika, a wtedy wiedziałam już, że jak się znajdę w Chorwacji będę chciała odwiedzić jej perełkę.
Buszując po Internecie trafiłam na forum, czytałam, czytałam i powoli układało mi się wszystko w głowie. Wiedziałam już , że będąc blisko Dubrovnika, będę mogła zaciągnąć rodzinkę do Czarnogóry i chociaż objechać Zatokę Kotorską, że uda się popłynąć na Korculę i zajrzeć do Mostaru, a po drodze zahaczyć o Jeziora Plitvickie. Pozostało znaleźć apartament, ustalić termin i zabrać się za przygotowania do wyjazdu.
Sama już nie wiem jak wybrałam Slano, wysłałam kilka maili w różne miejsca i tylko od Katariny dostałam odpowiedź, a ja bardzo nie lubię dzwonić do obcych ludzi (taka jakaś fobia ;, czy coś). Zarezerwowałam apartament niejako na wyrost, 4-osobowy dla naszej trójki, żeby córka miała swój pokój, nie musiała spać przy kuchni, żebyśmy mieli dość miejsca i jako taki luksus. Cena nie była może najniższa, ale mieściła się w naszych oczekiwaniach. Tak więc czekać miał na nas zielony apartament u Katariny w Slano http://www.katarina-apartmani.com/hrv/index.html . W tym samym czasie rezerwuję jeszcze miejsca w Oekotelu pod Grazem, w Mostarze i Ostarski Stanovi w okolicach Plitvic. Wpłacamy naszej "Kasi" 10% zaliczki, sprawdzamy ważność paszportów, informujemy szefostwo męża, że zamierzamy zabrać służbowe autko na wycieczkę, załatwiamy zieloną kartę, papier z PZMotu, kupujemy trochę euro, winietki na Austrię (wyszło drogo, ale cóż, przynajmniej nie rozglądaliśmy się za nimi po drodze), butki do wody, nowy materac, karimaty, parasol, lodówkę, trochę jedzenia i picia na początek i sto różnych innych "niezbędników", załatwiamy ubezpieczenie, wykupujemy aptekę, odwiedzamy pediatrę ... i... chyba to wszystko. Uffff, 21 czerwca rano jesteśmy gotowi do wyjazdu.... cdn