04 lipca - Dzień 14 - powrót do domu
W Oekotelu dziwnie pusto, na śniadaniu zajęte tylko 3 - 4 stoliki, cicho i spokojnie, rodacy jeszcze przed urlopem, opaleni tylko my . Nigdzie nam się nie spieszy, ze spokojem jemy śniadanko, pakujemy drobiazgi, mąż z córą idą po bułeczki na drogę do marketu (kupili chyba takie same jak były w hotelu), a ja odpieram naloty sprzątaczek, które dziwą się pewnie, że my o 9-tej jeszcze nie w drodze . Jak wyruszamy pod hotelem oprócz naszego stoi jeden samochód, który tez już wyrusza.
Zbieramy się i my.
Wreszcie odzywa się nasza nawigatorka Elunia, wylicza nam, że na 18.30 powinniśmy być w domu.... marzycielka
Natalia z nudów liczy tunele, o dziwo nie śpi , temperatura spada, zbierają się chmury, mocno wieje. Trochę smutno się robi jak za oknem tak ponuro.
"Ścigamy się" z pociągiem,
podziwiamy zamki i tunele (Nata naliczyła ich w sumie 35).
Ruch jest spory, nasza nawigacja ma pożyteczną funkcję nagrywania z radia komunikatów o korkach, można je potem w odpowiednim miejscu odsłuchać, nanoszone są też informacje na mapce. Im bliżej domu tym tych informacji więcej, na mapce aż czerwono od znaczków o korkach. Widzimy, że czeka nas korek, decydujemy się jednak spróbować, objazd jakoś nie bardzo nam się uśmiecha, komunikat mówi o wypadku i spowolnieniu ruchu, więc mamy na dzieję, że zanim dojedziemy będzie się luzować. No i ..... pomaleńku kulamy się tak przez półtorej godziny:
Nie próbujemy objeżdżać, pewnie wpakowalibyśmy się w kolejny.
Późnym wieczorem docieramy do domu. Polska wita nas 17 stopniami i ulewnym deszczem, a szczurzyce, za którymi ja już się bardzo stęskniłam zdają się mieć porządnego focha i nawet nie raczą wyjść się przywitać, za to są totalnie upasione przez teściów. Jesteśmy w domu...
-------------------------------------KONIEC--------------------------------------