Dzień 13 - droga przez BiH
Wstajemy przed siódmą, mąż idzie po świeże pieczywo i samochód, a ja "wywieszam się" przez okno... Mostar wita nas piękną pogodą, szkoda, że nie ma czasu, żeby znowu spontanicznie polecieć na most.
Ze spokojem jemy śniadanko pijemy kawkę i pakujemy majdan. Zapomnieliśmy dzień wcześniej umówić się z Almą na oddanie kluczy, czeka nas więc jeszcze telefon do niej. Mąż pakuje rzeczy do samochodu a ja focę nasze "włości":
Samochód dobrze zniósł parking, tylko...hmm, wczorajszy deszcz zmył z niego kurz, a dziś auto jest w konkretne, białe kropy, coś go musiało ochlapać, trudno, będzie oryginalny
. Alma nie przyjdzie, prosi, żeby wrzucić klucz do skrzynki na listy.
Przejeżdżamy przez Mostar tym razem trochę inną drogą, patrząc jak miasto zaczyna nowy dzień i kierujemy się na Sarajewo, żeby potem odbic na Jajce.
Szybko zaczynają się ładne widoki...
Droga piękna, ruch im dalej od Mostaru tym mniejszy, jednak przez chwilę jedziemy wolno, na naszym pasie leżą zwalone kamienie, wszystko jest ogrodzone, stoją światła i tworzy się mały korek. Jakiś czas później spotyka nas coś takiego:
Na górze mała kopareczka zrzuca gruz na drogę, a na dole pan kieruje ruchem. Stoimy kilkanaście minut, aż dostajemy znak , że możemy jechać, objeżdżamy kawałkiem szutrowej drogi "plac budowy" i jedziemy dalej. Kuszą nas restauracje z jagnięciną z rożna, obiecaliśmy jednak naszej miłośniczce zwierząt, że nie będziemy jej próbować, widok owieczki nad paleniskiem juz w Ostarski Stanovi nie przypadł naszemu dziecku do gustu
. Mamy pyszne świeże bułeczki, jogurty i owoce. Jedziemy więc dalej.
Przed Jajce pojawia się tablica inforumjąca o objeździe, nie zdążamy się przyjrzeć, chodzi o tunel ok 10 km za miastem. Stwierdzamy, że jak już będziemy z Jajce wyjeżdżać to pewnie znaki będą ponowione.
Parkujemy pod ruinkami
i planujemy przerwę w podróży bez większego zwiedzania, chcemy zobaczyć tylko wodospad na rzece Plivie i jego okolice i jechać dalej, wszak droga długa. O drogę na punkt widokowy pytamy parkingowego, jak już tam jesteśmy
okazuje się, że część przeciwległego brzegu chyba zarwała się, bo dziwnie to wygląda, tam tez jest ścieżka i chyba był punkt widokowy, widać to na tym zdjęciu:
no ale samego wodospadu to stąd nie zobaczymy za dobrze.
Żeby zrobić zdjęcie z tamtego brzegu trzeba się udać na stację benzynową, tam jest wygodny tarasik z barierką.
Odwiedzamy jednak najpierw knajpkę, jeść nam się jeszcze nie chce, ale upał sprawia, że zapragnęliśmy klapnąć gdzieś na chwilę. Mąż zamawia sobie kawkę bośniacką, a my pozostajemy przy zimnych napojach. Przyjemnie się siedzi tak z widokiem na tutejszych mieszkańców...
Kawka: