Pierwsza taka wyprawa- Chorwacja 2011 (Brela)

Wolę czytać relacje niż pisać, ale z pewnych względów zostałam unieruchomiona w domu i mam duuuużo czasu, dlatego spróbuję coś wysmyczyć. Mimo nadmiaru czasu przerwy w pisaniu moga byc długie, za co przepraszam, jeśli ktoś będzie to czytać.

Wakacje 2011 to nasze (moje i męża) trzecie odwiedziny w Chorwacji.
Pierwszy raz spędzilismy tam podróz poślubną we wrześniu 2007 roku i od razu pokochalismy ten kraj. Korzystalismy wtedy z usług biura podróży- taki wypoczynek+zwiedzanie- i stacjonowaliśmy w pobliżu Trogiru. Odwiedziliśmy wtedy wodospady Krka, Trogir, Split, Dubrovnik i Medjugorje.
Kolejny raz udalo się spędzić wakacje w Chorwacji w 2010.
Sami poszukaliśmy sobie prywatnej kwatery na Ciovo, ale w części należącej do Trogiru i bilety na podróż linią wakacyjną autobusową.
Wtedy własnie odkryliśmy, że woda w Jadranie może być znacznie czystsza niż w okolicy Trogiru- zwiedziliśmy Sibenik, Primosten, ponownie Split (tym razem dokładniej), Trogir od A do Z, część Ciovo, Soltę i... doznałam kontuzji nogi, co uniemożliwiło dalszą objazdówkę

Po tamtych wakacjach bylismy zgodni- kolejne wakacje na pewno w Chorwacji.
Ponieważ uwielbiam planować ,od grudnia opracowywałam plan co, gdzie, jak i kiedy.
W styczniu, po przeglądnięciu dziesiątek ofert i wielu odpowiedziach na mojego maila, że niestety brak miejsc, zarezerwowaliśmy z wahaniem apartament w Breli na Frankopańskiej. Co prawda przerażały mnie komentarze, że na Frankopańskiej hałas, dzikie tłumy na motorach, itd, na szczęście nic z tych rzeczy się nie sprawdziło

Ponieważ nie mielismy żadnego doświadczenia w długich trasach (najdalej jechalismy 400 km nad morze), a w dodatku nie dysponowaliśmy samochodem i auto pożyczaliśmy od mojego taty postanowiliśmy zrobić aż 2 noclegi tranzytowe zarówno w drodze na wakacje, jak i z powrotem.
Chcieliśmy jednak wykorzystać je jak najlepiej i zaplanowaliśmy trasę, tak aby móc zwiedzić kilka ciekawych miejsc.
Ostatecznie trasa wyglądała następująco:
Ostrów- Cesky Krumlov-Plitvice-Brela i z powrotem Brela- Ptuj- Litomyśl-Ostrów. Na miejscu odwiedziliśmy Baską Vodę, Omis, Makarską, Dubrovnik, Bol i Jelsę na Hvarze.
Poniżej zdjęcie z Ceskiego Krumlova na zachętę

Będę pierwsza w tej czytelni.......

Iwona75 napisał(a):Będę pierwsza w tej czytelni.......

Druga

Poniżej zdjęcie z Ceskiego Krumlova na zachętę

Zachęcony zostaję . . .

Czekam na dalszy ciąg

Pozdrawiam
Piotr

To i ja zasiadam i czekam na dalszą część

Ja też się podłączam do tej wycieczki

Późno już ale ochoczo zasiadam do czytania

Jest jeszcze poźniej... ale lista nie jest jeszcze zamknięta. I ja zasiądę przed tą relacją... z zaciekawieniem

Ooooooooo! Cesky Krumlov! Moja wielka milosc

Zasiadam i ja

Też się dosiadam

Też poczytam

I ja

tygrysek0038 napisał(a):Wolę czytać relacje niż pisać, ale

Ja zdecydowanie wolę czytać, bez żadnego ale

ale może jak już wszystkie przeczytam to kiedyś też coś naskrobię

Chętnie poczytam.

Start planowany na sobotę, 27.08 około 6tej rano. Upał w Polsce niemiłosierny- nie ma czym oddychać.Pakujemy walizki oraz prowiant i ruszamy .

Udało się w pół godziny przejechać Wrocław (obwodnica miała zostać oddana do użytku kilka dni później i rzeczywiście w drodze powrotnej zaoszczędziliśmy jakieś 20 minut). Jak pisałam, ani ja, ani mąż nie przepadamy za prowadzeniem auta , także zmienialiśmy się co 2 h i był to dla nas naprawdę najlepszy sposób na pokonywanie trasy.
Gdzieś po 3,5-4 godzinach dotarliśmy do przejścia Kudowa Słone-Nachod.

Dalej pogoda jakby lekko się zepsuła- nie było już tak ciepło i nawet się zachmurzyło, ale nam humory dopisywały .Zakupiliśmy czeską winietkę, przekąsiliśmy śniadanie i w drogę.
No cóż- trochę pietra mieliśmy- pierwszy raz kierowaliśmy autem za granicą, ale szło nieźle. Jechaliśmy trasą na Hradec Kralove, Pragę,Tabor, Ceske Budejovice, aż do Ceskiego Krumlova.
Im dalej w las, znaczy się od domu, tym pogoda gorsza ...




Na miejsce dotarliśmy około 15.30. Chwila konsternacji, ponieważ Hołek nie mógł znaleźć naszego pensjonatu (wszystkie noclegi mieliśmy zarezerwowane), ale na szczęście mieliśmy też dokładnie rozrysowane mapy.
Uff, udało się- dojechaliśmy do pierwszego celu podróży bez przygód.
Zaprkowaliśmy na naszym prywatnym parkingu, wysiadamy, ale co to??? zimno jak latem nad Bałtykiem, albo raczej jak jesienią... Zaczyna padać, a my w krótkich spodenkach i kusych koszulkach . Do tego na drzwiach kartka w cudnym języku angielskim, że recepcjonista musiał na chwilę wyjść, ale jakby co dzwonić pod numer XXXXXXXXX.
Mąż zaczyna się denerwować, a ja zaraz zamarznę- nie ma wyjścia- dzwonię. Na szczęście Pan jest bardzo miły i w kilka chwil zjawia się z kluczami bardzo nas przepraszając.

(Poniżej strona naszej "noclegowni" przez kolejne 2 dni na Kaplickiej 21- polecam- pyszne śniadania, dobry parking i super położenie, praktycznie na skraju starówki.
http://www.pensiongardena.com/en/welcom ... gardena/1/ )

Chwila formalności i nareszczie pokój, gorący prysznic, chwila relaksu i reszta bułek z kabanosami , co by przetrwać do kolacji na starym mieście i ruszamy na zwiady...