Po przejściu pierwszego etapu wsiedliśmy do łodzi, która przepłynęła jezioro Kozjak, mieniące się wszystkimi odcieniami błękitu i turkusu, w zależności od padających promieni słonecznych. Była to tez miła chwila odpoczynku od spaceru. Trafiliśmy, co prawda, na polską wycieczkę, która nie grzeszyła wysoką kulturą albo nie rozumiała napisów po angielsku (nie przekraczać barierki) i z upodobaniem ustawiała się za linkami zabezpieczającymi wjeście na stateczek, żeby zrobić ładną fotkę,
ale na ich usprawiedliwienie przemawia prawdopodobne zaćmienie umysłów pięknem przyrody.
Wysiedliśmy w punkcie P3 (jak wynikało z mapy), gdzie znajdowała się baza gastronomiczna z toaletami włacznie, więc skwapliwie skorzystaliśmy zarówno z jednej, jak i drugiej możliwości. Nie byliśmy jednak tak głodni, żeby czekać 2 godziny na piletinę, która nadziana na dłuuuugie żerdzie dochodziła sobie nad paleniskiem. Pierwszy raz w życiu widziałam kilkanaście kurczaków na jednym kiju, ale było to zjawisko miłe dla oka
Stamtąd udaliśmy się pieszow przedostatni etap zwiedzania (i najbardziej tłoczny, poniewaz godzina była już około południowa i z wejścia nr 1 w naszym kierunku przemieszczało się coraz więcej ludzi) , do Dolnych Jezior i wodospoadu Veliki Slap. Krajobraz dostarcza niezapomnianych przeżyć, szczególnie tym, którzy za daleko cofają się do zdjęć na kładkach i mają okazję zanurkować w wodach jezior , co mieliśmy okazję zobaczyć na przykładzie jednej Pani
Żeby nie było w samych superlatywach na koniec opisu Jezior pomarudzę .
Ostatnia z głównych atrakcji, czyli wspomniany Wielki Wodospad, nie wywarł na nas takiego wrażenia, jak się spodziewaliśmy, po tych wszystkich cudach. Owszem, jest bardzo ładny i duży, ale nie ma dobrej, dalekiej perspektywy, z której można by go oglądać, przez co traci nieco na urodzie, jeśli można tak powiedzieć. W tym jednym punkcie, Wodospady Krka, były wg nas ciekawsze, ale to w końcu Wodospady, a my zwiedzaliśmy teraz Jeziora.
Ponadto, żeby spróbować obejrzeć go z góry, zdecydowaliśmy się wejść po dość stromych schodach, na punkt widokowy. Droga okazała się, delikatnie rzecz ujmując, dość wyczerpująca dla moich lekko zdezelowanych kolan, przy lęku wysokości i ledwo się tam wdrapaliśmy, a i tak nie było to "to" . Niemniej wiemy teraz, żeby za następnym razem tak się nie mordować przy końcu zwiedzania
Spod wodospadu musieliśmy przejść jeszcze krótki kawałek drogi pod górę do stacji kolejki, ale stamtąd robiliśmy te najbardziej znane ujęcia jezior, więc było warto
Wspinaczka na punkt widokowy i ostatni etap pod górę dały nam się trochę we znaki, dlatego z ulgą padliśmy na ławeczki czekając na transport, który odwiózł nas do punktu startowego. Z parkingu (który był zapchany o tej godzinie dość porządnie, co nie przeszkadzało przy parkowaniu kolejnych pojazdów) wyjeżdżaliśmy około 12.30 lub 13stej.
Mieliśmy jeszcze do przebycia ostatnie 309 km do miejsca przeznaczenia- BRELI...