Wiem, wiem- w tym tempie nie dobrniemy do Breli przed latem
, ale cóż, staram się jak mogę.
W poniedziałek rano zjedliśmy pyszne śniadanie w naszym pensjonacie i pożegnaliśmy gościnny Cesky Krumlov, udając się w dalszą drogę- kolejnym przystankiem miały być Jeziora Plitvickie.
Poniżej jeszcze kilka zdjęć z Krumlova.
Jakby ktoś chciał nabyć oryginalną świeczkę, wielkości około 40cm...
i jeszcze ciekawostka kulinarna- pieczone kolano przed i po konsumpcji:lol:
Jak pisałam, żadne z nas nie jest wytrawnym, zagranicznym kierowcą, także drogę z Krumlova do Dreżnika (tam nocowaliśmy) pokonaliśmy w jakies 8 czy 9 godzin, zmieniając się kilka razy za kółkiem.
Z Czech wyjechalismy szybko, bo do granicy austriackiej mielismy przysłowiowy rzut beretem (jakies 5 km, o ile mnie pamięć nie myli).
Zakupiliśmy winietkę i w drogę.
Austria przywitała nas jak zwykle super czystością, piękną zielenią, dobrymi drogami, chociaż na początku były one kręte jak ślimaki, ale za to widoki bardzo miłe oku (dla pasażera
)
Później skierowaliśmy się na autostrady i przejechaliśmy dobry kawałek drogi, w tym część przez Alpy (niestety zgapiłam się i praktycznie z tego odcinka drogi nie mamy zdjęć).
W tym czasie pokonaliśmy mnóstwo tuneli, w tym najdłuższy Plabutschtunell (chyba)- około 10 km- i powiem wam, bo akurat ja miała przyjemność prowadzić, że takie długie tunele męczą mnie bardziej niż 100 km zwykłą drogą- jedziesz i jedziesz, i jedziesz, po obu stronach betonowe ściany, ruch w obie strony, każdy po jednym pasie, bo przecież w górze nie bądą na 10 km trzypasmówki w każdym kierunku drążyć- uff... jak o tym myślę, to się czuję zmęczona
Trzeba jednak przyznać, że lepiej tak, niż krętymi ścieżynami po zboczach górskich 30 km/h i serpentynami
Za wszystkie tunele płaciliśmy zwykłą kartą płatniczą (też pierwszy raz, bo, jak wspominałm, nigdy wcześniej nie jechaliśmy własnym automobilem).
Słowenię przejechaliśmy również autostradami. Był to najdroższy odcinek, jesli porównać długość do wydanej kasy, ale co tam
Po 412 km wjchaliśmy do CHORWACJI
Na przejściu granicznym zaczęliśmy podskakiwac na fotelach, bo ujrzelismy widok zapamiętany z kamer HAK-u z perspektywy wjeżdżająchych
Pan celnik zapytał tylko po co udajemy się do jego pięknego kraju i usłyszawszy "holiday" kazał jechać.
Napięcie trochę opadło, a upał był coraz większy- dzięki Bogu klima w aucie, ale mimo to na kolejnych postojach byliśmy coraz bardziej zmęczeni. Od śniadania minęło sporo czasu, w drodze była tylko jakaś kanapka na stacji benzynowej; co to dużo gadać- jak człowiek głodny, to zły
W Karlovacu zjechaliśmy z autostrady i musieliśmy pokonać jeszcze kawałek trasy (jakies 80 km) zwykłymi wąskimi drogami.
Niemniej około 19.00 dojechaliśmy do Dreżnika i zrobiliśmy zakupy w jedynym czynnym o tej godzinie Konzumie, Tommym , czy coś w tym stylu
Humory nam się poprawiły, kiedy pakowaliśmy do koszyka ulubione chorwackie serki, pieczywo, mleko, piwo i jeszcze kilka innych specjałów.
Kwatera czekała- nocowaliśmy u Jure Vidosa
http://www.chorwacja-wczasy.com.pl/apar ... tvice.aspx
Polecam- w sam raz na jeden nocleg, czysto, cicho.
My płacilismy za dwójkę, ale apartamenty sa 3 osobowe.
Łóżko bardzo duże i wygodne, spora szafa, dodatkowe koce, aneks kuchenny z pełnym wyposażeniem w garnki, czajnik elektryczny,tv, Łazienka z prysznicem, osobne wejście, wi-fi w cenie.
Jedyny mankament, jeśli się czegoś czepiać, to okna sypialni wychodzące na wiatę garażową
.
Nam to jednak nie przeszkadzało- oboje z mężem zmyliśmy z siebie brud, pochłonęliśmy kolację, zameldowaliśmy rodzicom przez Skype'a, że dojechaliśmy i o 20.30 spaliśmy już jak zabici. Nie przypominam sobie, zebysmy kiedykolwiek wczesniej, czy później tak padli.
Przespaliśmy spokojnie całą noc i o 6.30 byliśmy na nogach.
Śniadanie, toaleta, krótkie pakowanie, klucze zostawione w drzwiach
(tak sobie właściciel zażyczył) i ruszamy na zwiedzanie Jezior