Zaczyna kropić, więc wchodzimy do środka, do pierwszej wolnej konoby. Niestety koło nas siada jakiś pies, który przyszedł z właścicielami, a mój mąż woli oglądać psy z daleka
. Teraz pada już trochę mocniej, więc nie szukamy daleko, tylko wchodzimy do Palmy, w której raz jedliśmy. Stolik w zacisznym miejscu przy oknie. Pan kelner chce je zamknąć i jest zdziwiony, że nie- wolimy jak jest otwarte
.
http://www.brela.com/palma/restaurant_p ... soline.htm
Mąż zamawia mięsa, a ja Muckalicę- nazwa ciekawa, zobaczymy co to.
TO okazało się cielęciną, prawdopodobnie ugrilowaną lub usmażoną w sosie z pomidorów i marchewki, podaną jak zupa z dodatkiem świeżego chleba- smaczne. Przepraszam za niewyraźne zdjęcie
W międzyczasie spożywania potraw w Breli nastąpiło w końcu oczekiwane oberwanie chmury i powietrze się oczyściło. Wracamy wieczorem promenadą, omijając kałuże, ale jak miły to spacer
Następnego dnia ciąg dalszy plażowania i błogiego lenistwa.
Najpierw trzeba było porządnie się wyspać, ponieważ zapomniałam wspomnieć, że w noc poprzedzającą wyjazd do Dubrovnika, nie odpoczęliśmy wiele, przez nocne imprezowanie turystów w którejś z sąsiednich willi. Na szczęście był to jedyny taki przypadek
Tym razem wypoczęci, najedzeni i zadowoleni udalismy się na naszą przydomową plażę w Breli około 13stej i spędziliśmy tam kilka ładnych godzin, co na nas jest maratonem plażowym, ale było po prostu super
.
Żadnych dzikich tłumów, każdy mógł się spokojnie wyciągnąć z ręcznikami, czy innym sprzętem plażowym, woda 26 stopni- idealne warunki do opalania i pływania. Zwinęliśmy się dopiero po 17stej, żeby zmyć sól i udać się na kolację do Baskiej Vody...