Rok temu nie udalo mi sie zobaczyc Korculi...a teraz mialam ja ''na wyciagniecie reki''.
Mielismy plynac wieczorkiem i zachod slonca zobaczyc..
Korcula podobno wlasnie podczas takiego zachodu jawi sie najpiekniej.
Dzieci ubraly sie ekspresowo i czekaly gotowe do wyjscia.
Maz tez..tylko oczywiscie ja (jak zwykle)..na koncu i ostatnia- patrzylam na lozko ..
Niezdecydowanie malujace sie na mojej twarzy ''podnioslo cisnienie'' Sloncu.
Widzialam, ze zaczyna juz w miejscu dreptac wiec (ciagle nie przekonana do konca) wzielam z lozka jedna z bluzek.
Mialam ich rozlozonych chyba z piec...i za nic nie moglam sie zdecydowac w ktorej ''dzisiaj wystapie''.
Wiedzialam tylko, ze ''gaci'' nie zmienie...ale bluzka..
Chcialam ladnie wygladac ..no wszak tylko na wakacjach mam czas na taki luksus aby sie stroic.
Do pracy latam ''byle jak'' znaczy..przewaznie w czyms wygodnym.
Na makijaz tez jakos sil nie mam i...czasu, zatem tylko kilkanascie dni w roku moge poczuc sie naprawde..''kobieco''.
Usprawiedliwiona przez sama siebie za to guzdranie, zarzucilam biala koszulke i popedzilam do lustra.
Niczym surowy sedzia spojrzalam na siebie z dezaprobata i zdarlam ''biale cudo'', ktore jakos tak wcale mnie piekniejsza nie zrobilo.
Druga i trzecia bluzka spowodowala juz moja irytacje.
Jakze zazdroscilam kobietom, ktore naloza na siebie byle co i wygladaja ladnie.
Ja zawsze mam ''ciezki orzech do zgryzienia'' w tej kwestii(i dlatego tez.. nie nawidze zakupow!)
Chcialo mi sie juz wyc...wszystkie bluzki byly...do kitu.
Stalam tak na wpol rozebrana..w staniku, patrzac sie na kazda po kolei..a lzy bezsilnosci zakrecily sie w oczach.
Slonce spojrzal na zegarek i powiedzial:
-Za piec minut mamy byc na dole...wszyscy zapewne juz czekaja przed domem...
-..ale ja nie wiem co mam zalozyc..!-jeknelam rozpaczliwie, dodajac:
-..no patrz sie jak ja w tym wygladam!!!
Maz wywrocil oczami, westchnal i powiedzial zly:
-Wszystkie sa dobre..ubierz byle jaka na litosc..boska! Nie mamy czasu!!!
Popatrzylam zas na moja ''garderobe'' i niepewnie naciagnelam rozowy podkoszulek.
-No ! I w tej mozesz isc!-rzekl Slonce a ton jego glosu nie pozostawial mi zludzen.
Jezeli sie zaczne przebierac to pewnikiem Korculi nie zobacze.
-..nie wygladam w tym dobrze...-zaczelam ale zdazylam tylko to powiedziec, bo jego wzrok zaczal''sypac gromy''.
Nie wystawiajac juz zatem jego cierpliwosci na dalsza probe z westchniem dalam za wygrana.
Zreszta Basia juz wolala, ze czekaja na nas.
Ominelam lustro nawet nie rzuciwszy na nie okiem.
Wszyscy juz faktycznie byli gotowi i czekali przed domem.
Zatem ..pora na powiedzenie Korculi ''dzien dobry''.
Pomaszerowalismy szybkim krokiem zeby zdazyc na statek( ostatni jaki plynal dzisiaj).
Z kazdym krokiem jestem coraz bardziej zla i wsciekla.
Najpierw wsciekam sie na siebie...bo probuje sobie wyobrazic jak ta rozowa bluzeczka musi okropnie wygladac ze spodniami w zblizonej tonacji...a potem zlosc skierowywuje na moje Slonce.
Wsciekla jestem, ze mam na sobie co mam...i czuje sie tak ...rozowo..niczym ''Swinka pigi''.
Do wscieklosci dolacza sie zal, ze Pati nie chciala z nami plynac.
Nie chcialo mi sie jakos wierzyc, ze wczoraj choroby morskiej sie moje dziecko nabawilo.
Tyle razy promem plynela i jakos wszystko bylo ok...a tu po wczorajszej wyprawie na Korcule...nagle choroba morska sie o nia upomniala.
Kiedy zaczelam drazyc temat tejze przypadlosci, ''wyszlo szydlo z worka''..
-Patrycja...a co ty w lozku???-zdziwilam sie niepomiernie widzac, ze najstarsze dziecko..''zaniemoglo''.
Dzieci sie ubieraja..a ona lezy ''przezroczysta'' i taka jakas....na wpol zywa..
-Ja zostaje, bo mam chorobe morska..-odrzekla cichutkim glosem.
-Co???-zapytalam bo ..jakos nie potrafilam zrozumiec o czym moje dziecko mowi.
-Nie moge plynac z wami.-rzecze Pati a u mnie podejrzliwosc wzrosla.
-Przeciez ty nie masz zadnej choroby morskiej! Ubieraj sie!-mowie kategorycznie.
-Od wczoraj ...mam!-odpowiada corka.
Przypatrzylam sie jej jeszcze uwazniej i stwierdzilam, ze wyglada jakos...''chorawo''.
Zadnym jednak sposobem nie potrafilam uwierzyc iz to ...wina plyniecia statkiem.
Cos mi tutaj nie pasowalo.
Odwrocilam sie w strone drugiej corki i pytam:
-Paula...a ty nie masz tej....choroby???Tylko Pati ''wzielo''.
Paula mowi:
-..no bo Patrycje na statku wychustalo...i zwymiotowala ...
-To dlaczego ja sie dopiero teraz dowiaduje???-pytam z pretensja w glosie-nie laska bylo mi o tym powiedziec???
-..ale o czym?-pyta Paula nie rozumiejac.
-no jak to o czym???-podnioslam glos bo juz lekko mnie zaczela irytowac- ze ma chorobe morska!
Paulina uciekla spojrzeniem w kat.
Cos mi tu zaczynalo ''nie grac''.
-Paula....!-zaczelam-tylko mow prawde!
-Ja nie wiem co ona ma ...a czego nie ma....ale gdyby wczoraj na Korculi drinka nie pila...to ...-zaciela sie mlodsza corka kiedy spojrzalam na nia ..jak spojrzalam.
No pieknie...to juz sie wydalo zatem skad ta choroba nam sie wziela.
''Ja z tymi babami to oszaleje'' -zawylam w duchu, ze zaczynam tracic nad nimi kontrole.
-Po jaka cholere ci ten drink byl???....myslisz, ze to oznaka doroslosci?!-zdenerwowalam sie.
-Mamooo...tam wcale prawie alkoholu nie bylo czuc..-zaczyna Pati a ja nie wiem co mam powiedziec.
Zdaje sobie sprawe, ze juz dzieckiem nie jest ale...tez do doroslosci brakuje jej paru miesiecy..
Wiem rowniez, ze po Balu na zakonczenie szkoly..mlodziez pila alkohol..(w tym moje dziecko)
Zatem jestem ''w kropce'' jak zareagowac?
Udac, ze nie wiem o tym( a przeciez wiem)...czy podejsc do tego spokojnie i zwrocic jej uwage, ze wcale to nie jest dla niej dobre...
Wyglosic mowe, ze w jej wieku jeszcze za wczesnie itd....
Wsciec sie i ja wyszarpac...
Rozne opcje przewinely sie mi przez glowe.
Wybralam ta, ktora nie robila ze mnie hipokrytki...bo jakos dwulicowosci to ja nigdy nie cierpalam .
Mowe wyglosilam(krotka, zeby cos tam do niej dotarlo),zganilam ja i z westchnieniem przyjelam do wiadomosci iz najstarsze dziecko zle sie czuje przez wlasna glupote.
Oczywiscie Pati zarzekala sie, ze naprawde to nie wina drinka tylko ...tej choroby morskiej...ale..mnie nie przekonala.
Zatem zostala w domu.
Ania i Herman nie plyneli na Korcule ,tak wiec nie byla sama.
Wszystko to jakos podenerwowalo mnie i w polowie drogi mialam zamiar popedzic do domu, by sie przebrac...(''luknac'' przy okazji co porabia moje dziecko).
Ocenilam jednak swoje biegowe szanse i wyszlo mi, ze albo plyne taka rozowa..albo nie plyne wcale.
Nie mialam wyboru i musialam pogodzic sie z faktem, ze wygladam koszmarnie.
Jakos tez smutno mi bylo, ze Pati nie ma z nami..
Czy moglam zatem zachwycac sie urokliwa Korczula kiedy serce mi ''wylo''....
cdn