napisał(a) Użytkownik usunięty » 14.01.2013 11:24
Ubrania i buty powedrowaly czym predzej do walizek i zrobilo sie troszke normalniej w domu(a przynajmniej w wiekszej jej czesci).
Bylismy niemal gotowi do drogi.
Materace ,kolka i inne ''dziady ''czekaly poukladane pietrowo na korytarzu....gotowe do zaladunku.
Auto jednak (tak jak i ubieglym razem) moglismy spakowac dopiero kiedy moj malzonek z pracy powroci.
Nie chcialo mi sie wierzyc, ze oto nadszedl ten dzien ...piatek.
Wyruszalismy rowno z godzina duchow, czyli o polnocy.
Kolezanka Patrycji miala byc u nas okolo 22-iej.
Mnie czekalo jeszcze...cos...
Musialam jakims cudem umiescic naklejke cro.pl na autku.
(Ukryta przed mezem, bo kategorycznie sie sprzeciwil oklejaniu pojazdu.)
Z naklejeczka bylo tak:
-Kochanie ....?!-rozdarlam sie w nieboglosy probujac przekrzyczec muzyke dobiegajaca z kuchni i ..telewizor.
-Co?-pada z lazienki ,wiec tam pedze, trzymajac w rece wlasnie list ktory wlecial przez drzwi.
Troszke schodow musialam pokonac.. wiec lekko zasapana, z nieklamana radoscia na twarzy...i zapewne i wypiekami, wpadam na gore.
-Zobacz co dostalam! -mowie, po czym rozrywam koperte.
Ja wiem co jest w srodku ( Basia jest niesamowita!)...natomiast moj malzonek zupelnie sie nie spodziewa.
Wyciagam wiec sliczna naklejke na autko..taka niebiesciutka ...jak Jadran..ze sloneczkiem po srodku i macham nia niczym flaga.
- Mam naklejke, mam naklejke -skanduje niczym dziecko,tanczac dziki taniec wkolo mojego Slonca,ktory patrzy na mnie w niemym zdziwieniu i ...przerazeniu.
Kiedy doszedl do siebie,pyta:
-Po co ci ....to?
-TO nakleimy na twoje autko..-usmiecham sie od ucha do ucha.
-Mozesz se nakleic ale... na czole!-pada krotka i kategoryczna odpowiedz.
Usmiech znika z mojej twarzy tak szybko jak sie pojawil.Takiego obrotu sprawy sie nie spodziewalam.
-alez Skarbie....Basia tez taka ma...!.-zaczynam placzliwie, myslac jednoczesnie co by tu jeszcze powiedziec a on przerywa mi bezlitosnie:
-Nie ma mowy! Naklej se na swoje!
-ale moim nie jedziemy do Chorwacji!!!-niemal wrzeszcze-zmiluj sie Slonce...to tylko cropelka....
Rzucil mi jednym ze spojrzen,ktore do milych bynajmniej nie naleza, po czym uslyszalam krotkie:
-Nie!
W jego wzroku bylo cos jeszcze, co mnie zaniepokoilo i podejrzliwosc kazala mi schowac cropelke tam gdzie jej nikt nie znajdzie.
Obawialam sie bowiem, ze mi ja zabierze i...tyle ja zobacze.
Schowalam ja wiec w miejscu ,gdzie nigdy nie przyjdzie mu do glowy zagladnac i postanowilam, ze i tak ja nakleje!
(pozniej okazalo sie , ze owe miejsce bylo na tyle sprytne iz sama mialam problemy z jej znalezieniem)
Maz wiedzial, ze jak mi cos zaswita w glowie to zadna sila mnie od tego nie odwiedzie.....wiec daje sobie glowe uciac, ze gdybym ja na wierzchu zostawila...to bym jej sie szybciutko pozbyla.
Ukrylam moj skarb i zadowolona z siebie zaczelam krzatac sie przy obiedzie.
W dzien wyjazdu ,Slonce skonczyl wczesniej prace i zdazyl zapakowac samochod nim ja przywloklam sie do domu.
Samochod czekal zatem gotowy do drogi.
Zostalo nam tylko zrobienie kanapek na podroz .
-Ide sie zdrzemnac na chwile-powiedzial maz a ja ucieszylam sie z tego faktu niezmiernie.Oto nadarza sie okazja aby cichcem nakleic cropelke.
Bylam gotowa bronic naklejki wlasna piersia, gdyby czasem probowal mi ja z autka zerwac.
Na to , ze jej nie zauwazy nie liczylam...niebieskosc az ..razila na przyciemnionej tylnej szybie.
Troszeczke obtancowalam sie kolo samochodu szukajac wlasciwego miejsca,czym wzbudzilam ciekawosc Pauli.
-Co robisz mamo?!-zapytalo dziecko.
-Nic.....zupelnie nic...-odpowiedzialam majac nadzieje, ze sobie pojdzie...istniala bowiem grozba iz Slonce sie dowie o moim niecnym uczynku ...przed czasem.
Ona jednak z zaciekawieniem stala i przygladala sie z zaciekawieniem.
Kiedy naklejka wreszcie wyladowala w najodpowiedniejszym miejscu jak mi sie zdawalo,corka szepnela:
-Mamo.....tata cie zabije...!
-..e tam!-odparlam rezolutnie ale mina mi zmarkotniala, bo wyobraznia podsunela mi ewentualne prawdopodobne tego scenariusze..
Kolezanka Pati przyjechala ze swoim ojcem trzy godziny wczesniej no i....narobilismy troszke zamieszania i jazgotu.
Maz oczywiscie w takim zgielku mial problem ze spaniem i ..wkrotce pojawil sie w kuchni.
-Nie mozesz spac?!-zapytalam bedac w trakcie szykowania kanapek.
-Moze i moglbym gdybym mial ku temu warunki-powiedzial zmeczonym glosem.
Zerklam na niego ze wspolczuciem i westchnelam pozalowawszy przechlapanej doli kierowcy.
Dziewuchy zagonilam do pomocy przy kanapkach.
Na stole zaczynalo sie robic ...ciasnawo.
Chyba mozg mi sie wylaczyl, bo zanim sie obejrzalam ...na stole pietrzyl sie caly ich stos.
Maz obudzil sie momentalnie na ten widok i z przestrachem wyszeptal:
-Czy wyscie powariowaly???
Kto to niby zje?!
Przyznalam mu racje.Marnowanie jedzenia to bylo to czego nie lubilismy obydwoje .
-Bedziemy dokarmiac zabiedzonego pieska w Orebicu -odrzeklam.
-...no! ....sie'' przezre'' i psa bedziesz miala na sumieniu...!-powiedzial maz i poszedl do kapieli.
Dzieci juz wykapane i ubrane lazily z kata w kat, niecierpliwiac sie coraz bardziej.