napisał(a) Użytkownik usunięty » 02.02.2013 20:02
Kiedy przebudzilam sie nad ranem wystekalam przeciagle:''auuuuuc!''.
Wszystko mnie tak strasznie bolalo, ze nawet jak poruszylam reka to odczuwalam niesamowity bol(o nogach i pupie nie wspominajac).
Nie bylo to bynajmniej efektem spania we dwoje na ''przyciasnym'' lozku..
Nabawilam sie poteznych zakwasow.
Po cichutku ,wolniutko, stawiajac male kroczki powloklam sie do lazienki a potem do kuchni ,zrobic sobie kawe.
Z kazdym krokiem, mimowolnie, usta wyginaly sie w podkowke.
''..no to teraz sobie pocierpisz ,gluupia ty..!''mowilam sama do siebie.
Slonce smacznie spal wiec nie moglam mu sie pozalic..zreszta..wciaz byl o ten bieg zly wiec..pewnikiem by mnie nie przytulil, ani nie pozalowal..ech..!
Jego wzrok zapewne mowilby :''sama zes sobie winna!''.
Skoro nie bylo nikogo kto ''laczylby sie ze mna w bolu'' trzeba bylo wziazc sie w garsc!
Probujac zapomniec, ze czuje sie jak sie czuje usiadlam przy stole, zastanawiajac sie rownoczesnie nad dzisiejszym biegiem.
Przeciez nie bede w stanie przebiec nawet metra....no chyba, ze ...''jakims cudem''.
Tylko nie bylam pewna czy ten limit cudow juz nie wyczerpalam.
Nawet siedzac czulam jakby mi ktos skore naciagal.Cale cialo mialam obolale .
Zakwasy nie byly mi obce ale takich to ja jeszcze nigdy nie mialam.
Zdawalam sobie sprawe, ze po takim wysilku ''przyleza'' ale nie myslalam, ze az tak bolesnie i dotkliwie to odczuje.
''Cierp cialo jakzes chcialo!''-powiedzialam sobie polglosem.
Zachcialo mi sie biegow to mam!
Wewnetrzny monolog przerwalo mi pukanie do drzwi.
Tomek juz zwarty i gotowy do dzisiejszego boju(i zapewne bez zakwasow) czekal pod drzwiami.
Staralam sie w miare szybko otworzyc coby wszystkich na nogi nie postawil ale zanim to zrobilam on juz zwatpil i uslyszalam tylko czlapanie na schodach prowadzacych ''na gore''.
''Se poszedl''-szepnelam w myslach z westchnieniem ulgi.
Wrocilam do kawy..kiedy znowu rozlega sie ''puk puk''.
Pomyslalam:''znowu nie otworze na czas i niepotrzebnie przejde sie do drzwi..'' wiec mowie:
-Wejdz ,otwarte!
Tomek wszedl po czym w zdziwieniu popatrzyl na mnie mowiac:
-To ty jeszcze nie gotowa???
-..a ty taki rzeski ..i nic cie nie boli???-odpowiadam z nutka zazdrosci, ze ino mnie...''wzielo''.
(Gdyby i on ''jeczal z bolu'' byloby mi jakos ...lzej).
-hmmm....-zasepil sie trener a w jego oczach dostrzeglam nutki wspolczucia.
-Dzisiaj biegniesz sam!-zalosnie mu oznajmilam.
Popatrzyl na mnie niczym doktor na pacjenta i rzekl rzeczowo i zwiezle:
-Jak sie nie rozruszasz ..wieczorem bedzie jeszcze gorzej!.
-Myslisz..?!-zapytalam zdajac sobie sprawe, ze ma racje, dodajac-Tomek...nie wiem czy jestem w stanie!
-Jestes!-pada odpowiedz twierdzaca.
Po chwili zastanowienia dochodzimy do porozumienia.
Decyduje sie aby sprobowac.Trener przyrzeka, ze jezeli nie bede ''na silach'' ..natychmiast zawrocimy.
Zebralam sie w sobie i z jekiem powolutku biegne przed Tomkiem(dzisiaj to on musi dostosowac sie do mnie).
Z kazdym krokiem czuje jakby mi ktos pakowal w cialo tony szpileczek.
Aby odwrocic swoja uwage od tych odczuc zaczynam wyobrazac sobie, ze moje nogi sa silne...ze same mnie niosa.
Udaje mi sie zapomniec, ze jeszcze przed chwila z ledwoscia chodzilam.
''Pokonam cie ty wredna istoto!'' -mowie do zakwasow i takim sposobem dobiegam do punktu gdzie wczoraj zawrocilismy.
Przemknelo mi przez mysl, ze do Kuciste lecimy.
Droge w dol pamietalam z wczorajszego plazowania..
-Teraz skrecamy w prawo!-mowi Tomek.
-Tomek...ty chyba zartujesz?!-mojemu zdziwieniu towarzyszy cos na ksztalt przerazenia bo... ''w prawo'' zaczyna sie spora gorka.
-Pobiegniemy pod kosciolek...-zaczyna trener ale przerywam mu , mowiac:
-..o nie nie! stop!
Zatrzymalismy sie przy drogowskazie.Na gorke zdecydowanie nie reflektuje a poza tym brakuje mi juz tchu.
Odpoczywamy chwilke i ...ciekawosc zobaczenia zabytkowego kosciolka bierze gore nad zmeczeniem.
Probuje biec ale nie mam sil.Z zalem mowie Tomkowi:
-Tez chcialabym zobaczyc ale nie jestem w stanie tej gorki pokonac..znajdziemy troszke cienia gdzie moge na ciebie zaczekac..a ty pobiegniesz!
Trenerowi moj pomysl zupelnie sie nie podoba i mowi:
-To moze marszem ja pokonamy?
-Tomeczku ...ja to mialabym problemy nawet z ..wyczolganiem sie a ty o marszu mowisz...
Minelismy wlasnie dwa zakrety gorki i stwierdzam :''ani kroku dalej!''.
Robie siad plaski na poboczu jezdni a Tomek idzie w moje slady.
Czuje sie strasznie zmeczona i nie zwazajac na to, ze pewnie zakurze sie niemilosiernie..klade sie na plecach.
Nad glowa widze niebo przeswitujace tu i owdzie poprzez korony drzew.Drzewa rzucaja troszke cienia, chroniac przed mocnym orebicowskim sloneczkiem, ktore na sile probuje sie do nas przedostac.
Cykady daja koncert.
Zamykam na moment oczy i czuje zapach drzew..przypomina mi sie momentalnie Polska.
Las...chodzenie z dziecmi na grzyby..
W serce wdziera sie tesknota.
Uswiadamiam sobie rowniez, ze nie tesknie za pozostawionymi tam''czterema katami''..mi brakuje .. mojego lasu..
Pojawiaja sie obrazy z przeszlosci:
Dom polozony zaraz przy lesie.
Wystarczylo wspiac sie na gorke by utonac w lesnej ciszy.
Ten chlod, ktory daja drzewa nawet gdy na dworze jest upal...na twarzy delikatne musniecia wiaterku... szelest sciolki pod stopami...to bylo niczym kuferek zlota...
Kiedy tylko mialam chwilke bralam moje dzieciaczki i szlismy na grzyby.
Bywaly dni , ze spedzalismy w lesie pol dnia, do domu wracajac tylko aby cos zjesc.
Dawida jeszcze ''nie bylo w planach'' kiedy las rzucil na mnie urok.
Otumanil i omamil do tego stopnia,ze...
Patrycje prowadzilam za jedna reke, Pauline za druga a Daniela ''targalam'' w nosidelku na plecach.(Zazwyczaj Danielek spal)
Dziewczynki z radoscia szukaly grzybkow...czesto gesto biorac muchomorka za prawdziwka..i robiac zalosna minke kiedy mowilam :''nie zrywaj!''
Obrazy z przeszlosci sprawily , ze wcale nie mialam ochoty otwierac oczu...ale przeciez ..nie bylam sama.
Tomek ...
cdn