napisał(a) Użytkownik usunięty » 02.02.2013 02:25
Dzieci pozjadaly juz wszystkie ''dziady'' ktore wzielismy na plaze.
Owoce,paluszki ciasteczka ''sie migly'' ...znaczy chcac nie chcac trzeba bylo ''zwijac majdan'' i wracac.
Najmlodszy syn zapamietale grzebal w plecaku w poszukiwaniu czegos co jeszcze mozna zjesc.Wyjadl okruszki krakersow po czym z zawiedzona mina, ze juz nic nie ma, powiedzial:
-Mamo ..nie mam nic jesc..?
Wylapujac blad gramatyczny w konstrukcji zadania poprawiam go:
-Powinienies powiedziec:''Nie mam co jesc''.
-Nie mam nic do jedzenia-odpowiada a ja zastanawiam sie dlaczego zaczyna zle budowac zdania.
W domu mowimy tylko po polsku...powinien mowic poprawnie.Coraz czesciej jednak Dawid ma problemy z odmiana czesci mowy.
Czasem smiesza mnie jego ''przeinaczenia'' ale w wiekszosci denerwuja.
Przemknelo mi przez mysl, ze moze powinnam go uczyc polskiej gramatyki ale wiem, ze nie znalazlabym na to czasu..przynajmniej nie teraz.
Tylko pytanie:''jak nie teraz to kiedy?''
Najblizsza przyszlosc wygladala malo optymistycznie.
Realnie patrzac musialabym zmienic prace..co jest niewykonalne.On jeszcze za maly aby sam przychodzil ze szkoly wiec..musi byc tak jak jest.
Posmutnialo mi sie troszke na mysl o pracy ..o tym ciaglym brakiem czasu i zeby czym predzej o tym zapomniec popatrzylam na morze.
''Jestes na wakacjach!''powiedzialam ze zloscia do siebie samej-''praca won!''
Zwijanie recznikow ,zbieranie ekwipunku plazowego pomoglo mi ''wyprzec '' te..''smutnosci''.
Gdyby nie fakt, ze bylismy strasznie glodni, zapewne zostalibysmy podziwiac zachod slonca.
Kazdy jednak chcial juz wracac.
Ekspresowa kapiel,ubieranie i bylismy gotowi na ''jedzonko''.
Nie mielismy tylko pojecia ''dokad''.
Zdecydowalismy sie na pierwsza lepsza.
Nazwa restauracyjki tak nawet ladnie brzmiala: AMFORA, zatem powinno byc i dobre jedzonko.
Bylo takie sobie ale mielismy za to widok na Jadran, wiec w pelni rekompensowalo to wszelkie ''braki''.
Milo bylo tak siedziec wchlaniajac i upajajac sie Orebicowskim klimatem wiec troszeczke sie ''zabylismy''.
Sprawialo mi przyjemnosc patrzenie na zadowolone gebusie moich dzieci.
Rejestrowalam detale i szczegoly w wyrazie twarzy z wielka starannoscia..probujac w glowie nagrac film na ''potem''.
Pomyslalam, ze..
Te rozanielone miny, to.. szczescie i radosc w oczach bede sobie ''puszczac'' kiedy szara rzeczywistosc dopadnie nas na powrot w swe szpony.
Kiedy codziennosc stanie sie juz tak szara, ze chcac nie chcac wpadne ''w dolek''..
Nie moglismy jednak siedziec tam w nieskonczonosc.
Powolutku, nigdzie sie nie spieszac wrocilismy do apartementu.
Dawid i Daniel zasneli ledwo polozyli glowe na poduszce natomiast starsze dzieci poszly jeszcze na spacer.
-Kasia?! Jestes tam?!-pyta Basiulinek uslyszywszy zapewne, ze moszcze sie na krzeselku na tarasiku.
-Jestem!-odpowiadam bo wlasnie usiadlam i zapalilam papierosa.
-No to przyjdzcie na dol!
-Zobacze ...moze na chwilke...wpadniemy-mowie ale wcale nie jestem pewna czy nie pojde w slady chlopcow.
Czuje sie z lekkka spiaca...co wprawia mnie w oslupienie, zwazywzszy na wczesna jeszcze godzine.
Slonce lezy wyciagniety na loziu jak dlugi, z zamknietymi oczami.
-Kicia..spisz?-zciszam glos w obawie, ze jak spi to nie potrzebnie moge go obudzic ale slysze:
-Nie.
-Idziemy wiec do Basiulinka...na tarasik..?!
Po kilku sekundach Slonce rzuca:
-Jak chcesz mozemy isc.
Jako, ze w ciagu dnia nie mialam wiele okazji aby z Basia pogadac ubieram spodenki i mowie do Slonca:
-To idziemy na chwilke, dobrze?!
Zamiast odpowiedzi widze, ze malzonek wstaje.
Basiulinkowy tarasik pelnil role ''punktu zbiorczego'' wszystkich rodzinek.
-Dobry wieczor wszystkim!-mowimy ze Sloncem i przysiadamy sie do rozweselonej grupki.
Czuje sie tak jak gdybym znala ich wszystkich cale lata.
Slucham jak Beata opowiada i stwierdzam, ze nie ma sobie rownych.Potrafi tak zajmujaco opisywac zdarzenia zyciowe, ze nawet jak ktos nie chce to...slucha.
Od czasu do czasu wtracam kilka slow zeby na mruka nie wyjsc ale...ale w zasadzie to wole sluchac niz mowic...co tez z przyjemnoscia czynie.
Zona Tomka jest niezrownana.Wpatrzona w nia odczuwam podziw....ja tak nie potrafie.
Wole zdecydowanie wystepowac w roli sluchacza niz oratora.
Stwierdziwszy , ze ''chwilka'' minela pozegnalismy sie zyczac dobrej nocki .
Tomek zapowiedzial sie, ze rankiem przyjdzie zwlec mnie z wyrka na ..bieganie i bylam przekonana, ze mowi bardzo serio..musialam sie troszke przespac...
Kiedy dotarlismy ze Sloncem do pokoju..pojawil sie problem spania.
Lozka pasowaloby zlaczyc ale tak jakos i tym razem nie mielismy na to sil .W zwiazku z tym polozylismy sie znowu na pojedynczym.