Wspomniany epizodzik mial miejsce niedlugo po przyjezdzie do Krolestwa.
Znalazlam prace w hotelu (jakims cudem chyba bo po angielsku malo co mowilam ..i nie wiele tez rozumialam).
Owszem w Polsce dwa lata sie intensywnie tegoz jezyka uczylam ale jak przyjechalam do Anglii to okazalo sie z jakim skutkiem.
Pol biedy jak ktos mowil do mnie wyraznie-to jeszcze jako tako ...wylapywalam sens i droga dedukcji dochodzilam do ...sedna.
Gorzej ..gdy ktos mowil szybko i belkotliwie..
Na moje nieszczescie moj szef Robert nalezal do tej drugiej grupy.
''Jak sie masz'' w jego wykonaniu wprawialo mnie w ...konsternacje a juz jak cos wiecej mowil to nijak nie moglam ...nadazyc.
Staralam sie jednak ''nie wchodzic mu w droge'' zeby powodow do konwersacji mu nie dawac.
Robilam swoje czyli sprzatalam zapamietale...najlepiej jak umialam i szef byl zadowolony..(czego nie mozna powiedziec o sprzatajacej tam angielskiej pani Gill, bo ona jakos mnie nie polubila..
)
Nie wszyscy musza sie kochac, prawda?!
Tez tak i ja pomyslalam i zaakceptowalam ten fakt.
Nikla znajomosc angielskiego nie przeszkadzala do czasu.
Nastapil ten dzien kiedy to ..przeklinalam niebiosa, ze mi ten Hotel na drodze postawily.
Bylo to mniej wiecej tak:
-Kasia...-zaczepil mnie na korytarzu szef kiedy pedzilam z przescieradlami na gore.
-Taaak...-odezwalam sie niepewnie wiedzac, ze musze koncentracje zwiekszyc...
-Pokoj 4 ----------------- -tylko tyle zrozumialam z dlugiego zdania.
-hmmm..-odchrzaklam nic nie rozumiejac.
Robert widzac po wyrazie mojej twarzy jak dalece go pojelam wrzasnal:
-Gill ????
Cisza.Gill gdzies byla ale w nosie miala wolanie.
Szef sie z lekka zdenerwowal( a choleryk to on byl nieziemski) i zas wrzasnal:
-Gill gdzie jestes???
I tym razem pytanie szefa trafilo widocznie nie tu gdzie trzeba...bo nikt sie nie odezwal...ani nie pokazal.
Stoje z tymi przescieradelkami jak sirota..niepewnosc mam wypisana na twarzy.
Nie wiem czy mam leciec Gill szukac czy ...stac przy szefie.
Robert powtarza po raz kolejny to samo ..a ja poraz kolejny rozumiem tylko ''pokoj 4''.
Zebralam sie na odwage aby powiedziec:
-Czy moglbys to powtorzyc?''
Szef caly czerwony wbija we mnie swoje slepia i zdenerwowanym tonem warczy:
-What???
-Nie rozumiem i czy moglbys to powiedziec wolniej..-odzywam sie niepewnie juz z lekkim przerazeniem.
Posciel ciazy mi i modle sie tylko aby wreszcie pozwolil mi to zaniesc na gore.
''Kazalabym ja ci to trzymac!''-mowie w myslach do niego...juz lekko rozezlona.
Bardziej wycedzil niz powiedzial, ze w czworce ma byc--------.
Wlasnie tego sie obawialam.
Wiem juz, ze cos ma byc w pokoju ale za nic w swiecie nie znam znaczenia tego slowa.
Usilnie zastanawialam sie wlasnie czy poprosic jeszcze raz szefa aby mi to ...opisal ..kiedy on krzyknal:
-O Boze Kasia....no wiesz!!!!!
Nie wiedzialam i zgodnie ze stanem faktycznym odparlam krotko:
-Nie...
Robert poczerwienial jeszcze bardziej ze zlosci i zdenerwowal sie juz na maksa....co widac bylo po mowie jego ciala.
Rzucal rekami na boki, gestykulujac swoje niezadowolenie.
Wrzasnal znowu ''Gill'' po czym znowu powiedzial:
-Kasia! To jest.....beeeeeeeee,beeeeee
Zbaranialam dokumentnie i zanim pomyslalam, wypalilam z przeogromnym zdziwieniem:
-Owcaaaa????
Teraz to on sie na mnie popatrzyl w niemym zdziwieniu i zaskoczeniu.
Po jego minie domyslilam sie, ze zamiast ''owcy'' wyszedl mi ''statek''.Te dwa slowa do dzisiaj boje sie wypowiadac...ot taka malenka roznica...jedno ma dlugie ''i'' a drugie krotkie.
-Statek????-udarl sie szef patrzac na mnie jakby mnie chcial zabic.
-Owca???-zapytalam trwozliwie zastanawiajac sie rownoczesnie ...co to zwierze ma wspolnego z pokojem numer cztery...
Po tej ''owcy'' szef zawyl wsciekle:
-Nie Kasia!!! Nie owca-Baby!!!!!!!!!!!!!!'
Dobrze, ze szef nie mial akurat niczego ''pod reka '' bo pewnikiem dalby upust swojej wscieklosci.
Wzrok jego mowil:''silly women!'' i tak jakos z litoscia na mnie spojrzal.
''Nie bedzie anglik plul mi w twarz'' -pomyslalam i z wyzszoscia spojrzalam mu w oczy,mowiac:
-Przepraszam bardzo ale ...BABY to jest:laaaa, laaaaaa...
Jak moglam najlepiej probowalam nasladowac placz niemowlaka.
Moje zdolnosci aktorskie przeszly moje najsmielsze oczekiwania.
Placz dziecka rozniosl sie echem po opustoszalym o tej porze Hotelu...az sie wzdrygnelam.
Efekt moich zdolnosci wprawil w oslupienie szefa ,ktory z otwarta buzia wpatrywal sie we mnie z przerazeniem.
Pomyslalam, ze marnuje sie jako sptrzataczka...tak perfekcyjnie mi to wyszlo, ze powinnam do szkoly filmowej ..a nie do sciery.
Troszke ''podbudowana'',dodalam :
-Tak robi dziecko a ''beee'' robi owca.
Ide szukac Gill, dobrze?!
Zostawilam Roberta na korytarzu..majac w nosie czy mnie zwolni czy tez nie.
Cale to zdarzenie strasznie mnie rozzloscilo.
Taka bylam nieszczesliwa, ze nie mowie po angielsku ...i nie rozumiem..
Szef mnie nie zwolnil ale ponad tydzien omijal mnie szerokim lukiem...a i ja niespecjalnie mialam ochote ''odgrzebywac'' to w pamieci...
Teraz sie strasznie z tego smieje ale wtedy...pochlipalam sobie w kaciku....