napisał(a) Użytkownik usunięty » 24.01.2013 03:13
Biegniemy ramie w ramie.
Tomek dostosowywuje swoj krok do mojego.Nie widac po nim zadnego zmeczenia, ja natomiast nie moge zlapac tchu.
Czterdziestostopniowy upal nie pozwala mi normalnie oddychac .
Z trudem lapie powietrze i z kazdym wdechem wydaje mi sie, ze tego powietrza nie wdycham ..ze zaraz sie udusze .
-Tomek ...nie mam juz sil..nie moge oddychac..-sapie czujac jak po plecach splywa mi pot.
- Nie gadaj tylko biegnij-rzuca nawet na mnie nie spojrzawszy.
-Kiedy ja juz nie moge!
-Jeszcze kawalek! do tamtej palmy !-pada rozkaz.
Staram sie dostrzec Tomkowa palme ale przed oczami widze tylko sloneczko ktore mnie wrecz razi.
Chodnik zaczal sie zageszczac od turystow robiacych zakupy i tubylcow.
Teraz biegniemy slalomem..to po chodniku ..to po ulicy.
Probuje nie myslec o tym, ze cale cialo mi plonie.Twarz, glowa, nawet rece.
Promienie slonca pala mi glowe(no bo oczywiscie czapeczki zadnej nie nalozylam).
Probuje nie zwracac na to uwagi.
''Skup sie na czyms innym'' podszeptuje mi cos w glowie.
Usiluje wyobrazic sobie, ze oto potrafie rozkazac nogom aby biegly i plucom aby normalnie oddychaly.
Tomek pyta z troska w glosie:
-i jak ...dasz rade?!
Chce mu odpowiedziec, ze nie mam sily..ze czuje sie jakbym byla jedna, wielka, pedzaca kula ognia...ale nawet mowienie przychodzi mi z wielkim trudem.
Zaniepokojony, ze umilklam mowi:
-Jak chcesz mozemy chwilke isc!
-Dobrze -odpowiadam i staje na ulamek sekundy w miejscu.
Slysze bicie wlasnego serca i w uszach mi szumi.
-Wszystko ok?Chcesz wracac?-pada pytanie a ja wbrew logice ..wbrew wszystkim oznakom, ze jestem na skraju wyczerpania dumnie odpowiadam :
-Nie! Lecimy dalej!Tylko ty biegnij z przodu a ja za toba, dobrze?!
-..ale nie bede cie mial wtedy na oku...
-jak nie uslyszysz za soba sapania znaczy, ze padlam-probuje sie usmiechnac.
Przebieglismy niecale trzy kilometry i Tomek decyduje, ze na pierwszy raz wystarczy.
Robimy zatem nawrotke i do domu.
Tomek biegnie przede mna a ja koncentruje swoja uwage na jego koszulce ...a dokladnie na mokrej plamie od potu, dziwiac sie,ze nie widac po nim az takiego wysilku.
Ja natomiast wygladam jak po kapieli......i to -w ukropie...
Musialam udowodnic sobie, ze potrafie zapanowac nad swoim cialem ..ze jestem silna i twarda...no a przede wszystkim chcialam troszke zrzucic tych kilogramow.Stwierdzilam, ze jest ku temu szansa i to zapewne dodawalo mi skrzydel.
Podczas biegania..
W tej nierownej walce z upalem, setki razy chcialam sie poddac, jednak cos nie pozwolilo mi wystawic bialej flagi.
Skrajnie wyczerpana fizycznie ale jakze szczesliwa dobieglam do domu.
Kiedy bylismy juz prawie przy schodach moj trener powiedzial bardzo powanym tonem:
-Wiesz Kaska...jestem z ciebie dumny i przyznam ci sie, ze nie przypuszczalem iz pokonamy taki dystans..ze dasz rade.
Bylas dzielna !
Popatrzylam na niego i usmiechnelam sie od ucha do ucha ,mowiac:
-Wejdziesz na chwilke?!
Moi juz powinni ''byc na nogach''
-A masz cos zimnego do picia-zapytal.
-..no jasne.