napisał(a) Użytkownik usunięty » 12.01.2013 22:36
-Kochanie...i...co?!-zapytalam przy nadarzajacej sie okazji, wyczaiwszy ten ''dobry moment''.
-Co ''co''???-odpowiedzial machinalnie z nosem w gazecie ..a dokladnie w dziale ''domy na sprzedaz''.
-No mozemy jechac do tego Orebica?!-ciagne niezrazona , probujac rownoczesnie wsadzic swoj nos miedzy glowe malzonka a ogloszenia.
-Nie wiem!-pada krotka odpowiedz , po czym zabiera sie z gazeta i siada na kanapie...czym zbija mnie z tropu.
-Jak to nie wiesz???- nie daje za wygrana i siadam w kuckach na dywanie majac Slonce przed soba.
-Musimy sie Slonce zdecydowac, bo ...po pierwsze urlop musisz zabukowac a po drugie...Basia sie pyta czy moze nam zaklepac apartament...
Westchnal przeciagle i tak ...zalosnie jakos, ze i ja mu zawtorowalam.
Obydwoje zobaczylismy zas ta jazde ...i zmeczenie .
Zal mi sie go zrobilo ogromnie i poczulam sie tak ....nijako.
Pierwszy raz, od niepamietnych czasow, nasze oczy patrzyly tak samo..
Malzonek zdawal sobie sprawe z tego, iz zas bedzie ledwo zywy przez te wojaze chorwackie, co znalazlo odbicie w jego spojrzeniu...chwile sie zamyslil nim odpowiedzial:
-Nie mozemy teraz myslec o wakacjach!
-A to czemu???-zawylam zalosnie.
-..albo dom albo wakacje!-ucial zdecydowanym tonem.Odlozyl gazete i podnaszac cztery literki skierowal sie w strone kuchni..
Popatrzylam na jego plecy myslac , ze chyba ma i racje ale nagle , niczym blyskawica, przemknelo mi przez glowe:
-Kochaanieeee...ale przeciez moze moglibysmy to pogodzic?!-powiedzialam i popedzilam za nim.
-Co?!-mruknal zamyslony a ja na to:
-No jak to ''co''...toz przeciez mozemy rozgladac sie za domem...i mozemy jechac na wakacje!!!-powiedzialam rezolutnie i dobitnie.
Moj glos przebil sie przez jego zamyslenie, bo popatrzyl na mnie calkiem ''rozbudzony'' i lekko zniecierpliwionym tonem odrzekl:
- A tak wogole to gdzie ty masz zamiar sie wybrac?!
-Do Orebica! I nie ''ja'' a ...''my''!-powiedzialam kladac nacisk na liczbe mnoga.
Znam malzonka na tyle dobrze , ze wiedzialam, iz wiecej nic nie zdzialam...Musialam odpuscic w nadzieji, ze skoro nie wrzeszczy...znaczy ..sie zastanawia...a skoro sie zastanawia....nie jest zle!
Tylko strasznie zle sie czulam trwajac w tej niepewnosci..jakby ktos jakies jarzmo narzucil mi na ramiona ...petajac mi jednoczesnie nogi.
Powloklam sie pod prysznic, bo jeszcze czekaly mnie dwie godzinki pracy.
Tak nie lubie takich ''zawieszen w prozni'', ze pierwszy raz ucieszylam sie iz musze biec ...do mojej Dziewczynki.
Bede musiala to wszystko zostawic na ten czas i myslec tylko o tym , co w danej chwili musze robic..czyli zajac sie praca a ''dom'' zostawic na ...potem..
Kiedy wrocilam ..nie mialam juz sil bawic sie w ''podchody'' i tym samym wakacje zostawaly pod wielkim znakiem zapytania...na jutro.
Przyszlo ''jutro'' ale okazalo sie, ze najstarsza corka wynalazla dom i umowila sie (wlasciwie to nas) na spotkanie w biurze nieruchomosci z doradca kredytowym.
Przerazenie siegnelo zenitu i na plan dalszy zepchnelo Orebic..
Strach, ze nie wiem nic o kredytach...o kupnie domow...ze sobie nie poradzimy z tym wszystkim- spowodowalo iz poczulam lekki zawrot w glowie i...mdlosci.
Najchetniej eksmitowalabym to przerazenie z mojego serca ale...zaparlo sie jak dzikie i nijak nie potrafilam sie go wyrzucic.
Chcialo mi sie wyc i plakac ....chcialo mi sie tez smiac.
W glowie ,jak po karuzeli,wszystko takie....tanczace...
Znowu wzywalam na pomoc tabuny dobrych janiolow...nie tyle coby nam pomogly..lecz...zebym od zmyslow nie odeszla...
Zaczal sie ciezki okres gdzie kazdy na siebie warczal i wsciekal sie z byle powodu.
Tak mialo nas jeszcze potrzymac kilkanascie dni.....zanim Orebic stanie sie .....faktem:)