napisał(a) Użytkownik usunięty » 17.01.2013 10:16
Tym razem do Francji dotrzemy tunelem.
Poniewaz droga niemal pusta a maz jeszcze nie zmeczony, mkniemy jak burza.
Nim sie obejrzelismy a oto bylismy na miejscu.
Mielismy nawet pol godzinki ''zapasu'' wiec poszlismy na kawe i malego fast fooda...choc -o tej porze raczej nikt ochoty na jedzenie nie mial(oprocz mnie)
....no ale zeby nie bylo, ze z matki tylko taki zarlok, to cos tam sobie kazdy wzial.
Potem wyswietlilo sie, ze ''laduja'' i trza bylo odpalic maszyne.
Pierwszy raz jednak mielismy jechac ''na gorze'' ...znaczy na wyzszym poziomie .Jak do tej pory to zawsze bylismy na....''parterze''.
-Jak ty tam Slonce wjedziesz?!-zapytalam niepewnie bo ...wydawalo mi sie to takie ciasne i mialam wrazenie, ze zaraz a... stracimy lusterko(ewentualnie- obydwa)...albo nas lekko otrze.
-Normalnie!-odpowiada malzonek i powolutku pniemy sie autkiem w gore.
Pan z obslugi pokazuje zeby jeszcze troszke przesunac auto do przodu ..po czym rekami pokazuje ''stop''...podklada pod kolo klocek i...gasimy silnik.
Taaaaak ...to mamy czas aby na chwilke oczka zmruzyc.
Wczesniej jednak wszyscy(oprocz mnie) udaja sie do toalety.
Mnie tez niby ''sie chce'' ale nie moge sie przelamac...i ..postanawiam, ze wytrzymam do postoju.
Od kiedy dzieci powiedzialy,ze jest tam strasznie ciasno to nijak nie moge sie zdecydowac..
''Ruszyla maszyna po szynach ospale (..)'' dajac tym samym przyzwolenie na chwilke snu.
Marta ciekawie spoglada przez szybe.
Przypomnialo mi sie jak ''za pierwszym razem'' mialam nadzieje, ze rybki poogladamy ...albo zatopione skarby, lezace na dnie.
A tu tylko betonowa sciana:(
Maszyna sie rozpedzila na dobre a my ukladamy sie do drzemki.
Mowie tylko jeszcze do Pati kolezanki:
-Jezeli zatka Ci uszy przelknij sline albo zuj gume.
Pograzamy sie w niby snie na pol godzinki.
''o matulu ..juz trza wstawac?!''-zdziwiona, otwieram jedno oko.
Wylapuje, ze oto i koniec jazdy...bo pociag zwalnia i teraz tylko zaledwie sie toczy.
Slonce tez slyszy roznice w stukocie maszyny bo i on otwiera oczy.
Zapalaja sie swiatla, otwieraja przegrody (przedzialy) przed nami.Potem nasz.. i juz mozemy jechac.
Machamy obsludze i...juz pedzimy za autkami, trzymajac sie prawej strony.
Samochodow coraz mniej na drodze.
Szybko i plynnie pokonujemy kolejne kilometry, robiac niewielkie przerwy.
Dzieci ''popadaly'' wiec w samochodzie robi sie nagle..za cicho.
Z mila checia poszlabym w ich slady ale wiem, ze oto nadszedl czas ''czuwania''.
Gadam sama nie wiem o czym i zmuszam meza aby przynajmniej odpowiadal -''tak''; ''nie''.
Coraz czesciej jednak zalega niebezpieczna cisza i jest to znak, ze zmeczenie nas dopada.
Szkoda bo znikomy ruch na drodze i moglibysmy jeszcze troszke ujechac.
-Na nastepnym parkingu robimy postoj na spanie-oznajmia Slonce.
-Uhm ...-odpowiadam a moze nie odpowiadam bo glowa mi leci w dol.
Maz juz ziewa przerazliwie i widze jego dlonie na kierownicy.
Sciska kierownice tak jakby bal sie , ze ktos mu ja nagle ukradnie.
I w tym momencie daje o sobie znac nie kto inny tylko.. ''problem''
Wyszczerzyla bestia zebiska jakby mowiac:''aaa..kuku!''
Zle pojechalismy, w efekcie czego nawigacja dolozyla nam kilometrow i wydluzyla czas.
Musimy zjechac na parking..a parkingu nie widac i nie widac.
Chcac nie chcac trzeba jechac dalej .
Kazdy nastepny kilometr jest juz wyzwaniem .
Z przerazeniem widze jaki ''polprzytomny''jest moj maz.
Znak z lietrka P( nasze wybawienie) wreszcie sie pojawia i Slonce ''pada''.
Po raz pierwszy nie przeszkadzaja mu odglosy z zewnatrz ani z zewnatrz( dzieci juz sie wyspaly).Ledwo zdazylam mu wcisnac podusie pod glowe a on juz spal.
Narzucilam na nas kocyk i spalismy chyba trzy godziny.
Z sms-ow wyslanych Basi wiem,ze okolo osmej rano bylismy juz za Achen.
Tom Tom pokazuje nam,ze do Orebica pozostalo nam...1630km.
Ruch jednak coraz wiekszy, w efekcie czego 300 dalszych kilometrow jedziemy prawie siedem godzin.
Jedziemy chwilke a potem kazde auto przed nami mruga na pomaranczowo..stajemy.
Kraksa na drodze .przymusowy postoj na dwie ..moze trzy godziny.
-ach te Niemcy!-mowie z wyrzutem w glosie-nie dosyc , ze takie ..''rozwleczone''to jeszcze zawsze cos sie dzieje.Jak nie wypadek to roboty drogowe....normalnie toz to az ...nienormalne!
Zakonczylam swoja mowe z jekiem.Slonce zrezygnowanym tonem powiedzial tylko:
-..no bo niektorzy jezdza jak barany!
-Tato otworz okno...duszno nam!!!-jecza dzieci.
-Tatooo...ugotujemy sie tutaj!!!
-Tato nie mozesz wlaczyc klimatyzacji???
Po ktoryms takim;''tato'' podniesionym tonem mowie do ''jeczydel'':
-Spokoj! -choc sama mam ochote rozdzierajaco zawyc.
Zamiast tego, wychodze z samochodu i doznaje szoku.
Skwar niemilosierny i duchota.Z duchota miesza sie nieprzyjemna won dolatujaca z pobliskiej farmy.Powalczylam z tym smrodem 10 minut i schowalam sie w samochodzie.
Maz zamyka oczy probujac spac a ja wysylam do Basi wiadomosc, zeby podeslala jakiegos janiola...bo nas tu na amen uskwierczy.
Termometr pokazuje 32 stopnie.
Pas awaryjny niestety zostal zablokowany przez dwa TIR-y.
Kierowcy robia miejsce dla karetek ,policji i strazy.Kazdy wciska sie nalewo...gdzie moze i jak moze...i zageszczenie powoduje przerazenie.
Zdaje sobie oto sprawe, ze w takim ukladzie..nawet jak ruszymy to....bedziemy jechac bardzo niemrawo.
Probuje myslec o moim Niebie ale nie za bardzo mi to wychodzi.Jestem zmeczona i....zla!
cdn