Re: Peru - od inkaskich traktów po linie Nazca
napisał(a) Franz » 24.11.2012 17:56
Żienia wysforował się do przodu. Idę jako drugi, ale dystans rośnie. Spoglądam za siebie - odległość do Tomka i Agustina również się stopniowo powiększa. Przystanki są coraz częstsze, ale przecież nic nas nie pogania. Przyglądam się dwom stawom u stóp ściany Salcantaya; są jak oczy kota znad jeziora Van - jedno niebieskie, drugie zielone. Długo się przyglądam... Serce tylko nieznacznie zwalnia - nic to, przełęcz już rośnie w oczach. Jeszcze dwieście metrów w pionie, jeszcze sto pięćdziesiąt, sto... Nie, chyba jeszcze nie sto, może sto dwadzieścia?..
Kolejny przystanek, kolejne kilkadziesiąt kroków podejścia i tak w kółko. Wreszcie - jest! Żienia już rozkulbaczony, swobodny, a ja sapię, stawiając ostatnie kroki. Przełęcz Incachiriasca - Miejsce, Gdzie Schładza się Inka. Zrzucam garb na ziemię - jest lekki, ale bez niego jednak lżej.
- Miało być 5000m - mówi Żienia.
- A ile jest? - pytam, widząc, że zdążył już uruchomić swój żółty GPS.
Okazuje się, że jego urządzenie pokazuje 4968m. Cóż, brakło kilkudziesięciu metrów do równej liczby. Spoglądamy obaj na wznoszącą się stromo, szeroką grań nad nami. Potem patrzymy na siebie. Widzę, jak Żienia się uśmiecha. Dobra - w górę!
Niestety, po kilku metrach teren robi się kruchy. Po kilkunastu - bardziej kruchy. Ostrożnie, powoli... sprawdzam każdy chwyt, każdy stopień. Coś się odkrusza spod stopy. Idziemy równolegle, żeby jeden drugiemu czegoś na głowę nie spuścił. Paskudnie krucho. Cholernie krucho! Może mamy już te trzydzieści metrów? Wykręcam trochę w prawo i jestem kilka metrów wyżej niż mój towarzysz, kiedy słyszę, jak woła: Jest pięć tysięcy! Wyciąga w moją stronę żółte bawidko, ale stąd i tak nie odczytam. Zatrzymuję się i sprawdzam na swoim - u mnie brakuje sześciu metrów. Ale przecież Żienia jest niżej... No cóż - kwestia dokładności urządzeń.
Obok mnie piętrzy się mały kamienny kopczyk z wystającym badylem. Domyślam się jego znaczenia - czyli nie muszę już ryzykować wyżej. Wyciągam przed siebie rękę z aparatem fotograficznym, kierując obiektyw na siebie tak, by mój GPS też się załapał. Pstryk!