napisał(a) Franz » 28.11.2011 18:29
Przechodzimy na przeciwległe wzniesienie, gdzie kolejne inkaskie ruiny zawieszone są na stromym zboczu tuż nad świętą doliną Urubamby. To Qorihuayrachina, z której dobrze już widać zajmujący całą szerokość andyjskiej doliny współczesny Pisac. Najpierw jeszcze zakosami prowadzącą ścieżką, potem długim ciągiem schodów pośród stromych tarasów obniżamy się do wchodzącej właśnie w strefę cienia doliny. U wyjścia z terenu parku archeologicznego pijemy rewelacyjnie smaczny sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy, po czym maszerujemy do centrum miasta. Mamy od razu autobus do Cuzco. Tłok panuje spory, jest duszno i Tomkowi robi się słabo. Ktoś ustępuje mu miejsce przy oknie, ktoś inny podaje coś do powąchania - chyba na bazie alkoholu - co mu szybko pomaga i szczęśliwie docieramy do Cuzco.
Jest 18:15 - dobra pora na obiadową kolację. Pokrzepieni wracamy do hotelu, gdzie jesteśmy umówieni z naszym przewodnikiem w sprawie omówienia szczegółów wyjazdu na trekking. Agustin zjawia się o dwudziestej i następuje krótkie, miłe spotkanie, w czasie którego pada propozycja zmiany miejsc noclegowych na trasie w celu wyrównania dziennych odcinków. Nie znamy trasy, więc akceptujemy propozycję w ciemno. Ciekawe tylko, dlaczego od razu w planie nie uwzględniono odpowiednich modyfikacji. Później Tomek wychodzi jeszcze do kafejki internetowej, a po powrocie kończymy wieczór przy Cusqenii - zupełnie przyzwoitym piwie.