-
W domku starszej Pani nie mieściliśmy się wszyscy, więc Pani zadzwoniła do znajomych i jej mąż tam nas zaprowadził.
Podjechaliśmy pod dom w pierwszym szeregu od morza.
Kwatery mieściły się poniżej poziomu ulicy.
Za ulicą szeroka plaża i morze.
Żyć nie umierać!!!
Każda kwaterka składała się z pomieszczenia kuchennego (z dwoma miejscami do spania) i pokoju.
Były tam trzy tzw: "apartamenty" i w jednym już mieszkała rodzina z Polski.
Auto na numerach warszawskich, ale akcent był z południa Polski.
Jeśli będziecie to czytać to pozdrawiam.
Cena po 10 euro od osoby.
Zaczęliśmy między sobą dyskutować - (nasza paczka), czy wszystko jest ok.
Kuchnia, łazienki, czy czysto ect.
Cena jak najbardziej nam odpowiadała.
Pani właścicielka, też starsza wiekiem mówi, że tu się nie ma nad czym zastanawiać tylko płacić i wprowadzać.
Wyraźnie się denerwowała, że się zastanawiamy!!!
Ale zaraz!
Jak to płacić?
Czy nie możemy zapłacić na końcu pobytu?
NIE!!!
Teraz!
A to dopiero zamiana!
Dotychczas - na całym Peloponezie płaciliśmy na koniec pobytu.
Nikt na nas nie wołał pieniędzy wcześniej.
Ale cóż począć, kończy się dzień, a my nie mamy zaklepanego noclegu.
Trzeba brać.
Nie jest źle.
OK zapłacimy na wstępie.
Ale chcielibyśmy przenieść jedno łóżko (niewielkie, jednoosobowe) z pokoju do kuchni.
Spokojnie.
My to zrobimy.
Pani się zgadza.
I już chcieliśmy płacić, gdy nagle starszy Grek - gospodarz - krzyczy do nas żebyśmy się wynosili stąd.
Nie będziemy u niego mieszkać.
Zbyt długo się zastanawialiśmy nad jego kwaterami.
Toż to obraza.
Machamy mu ręka, żeby sobie to mieszkanie zabrał . . . .
I odchodzimy.
Ale nasza sytuacja nie jest ciekawa, bo dostrzegliśmy, że jest już ciemnawo.
Teraz trochę skrócę:
Poszliśmy nieco dalej od morza i wynajęliśmy podobne kwaterki, po 10 euro od osoby na dwie noce.
Te kwatery nie były rewelacyjne, nie były tez złe, ale przede wszystkim były tanie.
Na dwie ostatnie nocki w Grecji znajdziemy coś jutro - przynajmniej taką mieliśmy nadzieję.