PodsumowanieJak to u mnie podsumowanie musi być
choć dotarcie do tego miejsca trochę mi zajęło…
Na pewno nie był to wyjazd w stylu Σιγά, σιγά... wyjazd był dokładnie taki jak zaplanowaliśmy: i trochę lenistwa i trochę zwiedzania, nawet dość intensywnego zwiedzania
Największe rozczarowanie wyjazdu to zdecydowanie Mykeny – tam nic prawie nie ma, moja wyobraźnia nie poradziła sobie z tym miejsce. Jedyne, co to miejsce ratuje, to wystawa w muzeum...
Największe WOW – tu mam problem... Epidavros czy Ateny…… i jednak ATENY
– ja zdecydowanie zakochałam się w tym mieście… stare, starsze, a obok normalna codzienność XXI wieku, nie przesłodzona, wymuskana, ale normalna, trochę brudna, szara, ale z piękną historią w tle...
Największe wow w Atenach – nie mam wątpliwości - Akropol. Nie byłam świadoma ile tam tego jest i jak ważne były dla ówczesnych poszczególne obiekty na wzgórzu... Człowiek uczy się całe życie.
Zaskoczenie – Epidaros, ale nie teatr
(który robi ogromne wrażenie na żywo a ja miłośnikiem starożytnych teatrów jestem), ale sanktuarium – jego znaczenie dla mieszkańców Hellady...
Oczekiwania vs. rzeczywistość – Nauplion – oczekiwania były dość wysokie, wszędzie można przeczytać jakie to wspaniałe miasto, jedno z ładniejszych w Grecji, a na mnie nie zrobiło wrażenia, zbyt włoskie, wymuskane, za mało tam czuć tego greckiego klimatu...
Jak pomyślę o tym wyjeździe to przed oczami mam zawsze to:
Dziękuję wszystkim towarzyszom mojej podróży, zwłaszcza tym aktywnym, miło się pisze jak ktoś komentuje…
W planie na przyszłość jest powtórne odwiedzenie Aten – odwiedzenie Muzeum Akropolu i Muzeum Narodowego, ale poprzeplatane z tym klimacikiem uliczek, knajpek poza ścisłym centrum, które w swoich relacjach pokazała Dangol.
A tym czasem za 2 tygodnie o tej porze powinnam dojeżdżać do granicy węgiersko-serbskiej podążając kolejny już 11 raz w kierunku Błękitnej Krainy…