I tak sobie gnamy autostradą w kierunku Kalamaty, już same widoki w ciągu tej autostrady robią wrażenie, szczególnie liczne pasma górskie z okazałymi szczytami. Dodatkowo oba pasy autostrady rozdzielone są miejscami pięknie kwitnącym kwieciem. Dzięki temu, że autostrada jest poprowadzona prawie do samej Kalamaty (250km) udaje się w dość szybkim tempie połknąć te km, tym bardziej że jest ona zupełnie pusta, ale ostatnie 60km bardzo się dłuży, tutaj już spory ruch i droga jest miejscami bardzo kręta. Dodatkowo po drodze jeździ sporo maszyn rolniczych, to jakby zagłębie oliwkowo-pomarańczowe, bo takie mijamy gaje.
Przejeżdżając na wysokości wodospadu Polylimnio stwierdzamy, że weźmiemy go na powrocie i kierujemy się w kierunku plaży Voidokilia.
Odkąd pierwszy raz usłyszałem tę nazwę, nie mogę się nadziwić, że to w Grecji i zawsze nazwa ta przywodzi mi na myśl film Walkiria
Bardzo nam się podoba końcowy dojazd do plaży, przez gaj oliwny wąską na jedno auto drogą; po drodze mijamy przydrożny bar, który bardzo przypada nam do gustu i na powrocie na pewno go zaliczymy.
Dojazd do miejsca parkingowego to już szuter lub piach. Stoi pełno samochodów co nie napawa nas optymizmem.
Pierwsze spojrzenie również bez zachwytu.
Jednak im dalej "w las" tym jest zdecydowanie lepiej; laguna i plaża jest ogomna, wydawała mi się zdecydowanie mniejsza; na szczęście większość ludzi przebywa zaraz przy części parkingowej. My idziemy na sam koniec po drugiej stronie.
Piasek zdążył się już bardzo mocno nagrzać, nie idzie po nim chodzić więc brodzimy przy brzegu
Robi się naprawdę ładnie
Jednak najlepszych kształtów Voidokilia nabiera z góry kiedy wejdzie się nieco wyżej; przy parzącym piasku nie jest to naprawdę łatwe, ale muszą ją zobaczyć od góry i wspinam się do jaskini Nestora. Z czasem piasek ustępuje krzakom mniejszym i większym, w których jak się okazuje czają się żmije
Jednak piękne widoki sprawiają, że szybko się o tym zapomina
To chyba był rekordowy wbieg z plaży do jaskini, na szczęście tam od zupełnie otwartego morza zawiewa przyjemna bryza.
Naprawdę trudno oderwać wzrok od tego cudu przyrody, być tam i nie zobaczyć plaży od góra to wielka strata. Można oczywiście wejść jeszcze wyżej do ruin twierdzy, ale bardzo zaschło mi już w gardle, a nie wziąłem nic do picia. Kopara wciąż wysycha, bo szczena opadła do samej ziemi
Bardzo fajnie kontrastuje kolor otwartego morza z kolorem laguny.
Oczywiście schodząc w dół ma się przed oczami znów całą plażę i naprawdę, trudno oderwać wzrok i przestać robić zdjęcia.
Dobre 60 metrów od brzegu dalej jest tylko do kolan, więc świetna sprawa dla dzieci i osób nie umiejących pływać.
No więc korzystamy do woli z uroków wspaniałego turkusowego i ciepłego morza