Przyznaję się bez bicia, trochę jestem niespokojny.
Sprawa jest jakby nieco głupia.
No bo z jednej strony podróż przez ćwierć Europy wymaga przecież osobnego odcinka.
A z drugiej strony nie mam za dużo zdjęć z tego powrotu.
Ściślej mówiąc mam mało.
Bardzo mało.
A jeszcze ściślej 2.
(słownie dwa)
Oto one:
Macedonia, w drodze do granicy.
Na wozie brzoskwinie przykryte gałązkami.
Uginające się od owoców (połowa czerwca
) przydrożne stragany.
Za denary, które mieliśmy odłożone na macedońskie autostrady, a z których ostatecznie nie skorzystaliśmy kupiliśmy reklamówkę brzoskwiń i drugą reklamówkę moreli.
Starczyło do Poznania
Byliśmy już spakowani, wszystko było w aucie, więc Bitolę opuściliśmy szybko
Granicę macedońsko-serbską przekroczyliśmy bez przygód.
Kolejną serbsko-węgierską przekroczyliśmy późnym wieczorem.
Na granicy (Horgoš – Röszke) było puściutko
Dojechaliśmy do najbliższej stacji benzynowej gdzie przespaliśmy do rana.
I ruszyliśmy dalej. Koło Budapesztu zaczęło się chmurzyć. W Czechach się rozpadało.
I już tak w deszczu do samego Poznania jechaliśmy.
I tak nasze wspaniałe, cykladzkie wakacje się skończyły.
Nieodwołalnie, ostatecznie, finito.
Co nie znaczy, że relacja odejdzie już dziś do lamusa.
Obiecałem mapki z naszymi wycieczkami,
Będą pewnie fotki z górką pamiątkowych kamieni i oleandrowym gaikiem.
A ogólnie to już macie wolne.
Dziękuję za cierpliwość i wytrwałość.
cd j/w