Jak to zwykle w metrze podróż powrotna minęła szybko i bezproblemowo.
I znów kładką przedostaliśmy się na teren portu. W porcie, jak na krakowskim rynku, sprzedają okrągłe precle. Kupiliśmy sobie, dla kurażu , po jednym i ruszyliśmy po kasy. Niestety nie było, z okazji naszego przybycia, żadnej promocji . Musieliśmy wybulić (tylko gotówka) spodziewane 132 E. Wsiedliśmy do auta i z biletami w ręku ruszyliśmy na prom. Przy wjeździe za wycieraczkę wsunięto nam dużą niebieską kartkę z napisem "Milos".
Wjazd jest na dolny pokład, potem wąski podjazd i przejechaliśmy prawie do dziobu.
Przez "upychacza" aut zostałem pouczony, że jesteśmy "right side" i "rampa". Widać niekiedy kierowcy mają kłopot z odnalezieniem swoich aut.
Na promie normalnie, można wybrać miejsce w fotelu lotniczym, można czas spędzić w jednej z dwu kawiarni lub na otwartych pokładach. My zastosowaliśmy wariant mieszany.
Tak w ogóle w porcie coś się działo. Jeszcze będąc na lądzie widzieliśmy ekipę telewizyjną, na nabrzeżu kręciły się grupki jakichś umundurowanych osobników. Później na promowym telewizorze, w czasie wieczornych wiadomości, pokazywali migawki z portu i okolice bramy nr 9.
Odcumowanie odbyło się planowo i o 15 ruszyliśmy.
Teraz była okazja aby rozejrzeć się po porcie.
My niestety "highspeed" nie jesteśmy, na Milosie będziemy około 23.
W porcie duży ruch.
Wakacje w czymś takim jakoś nas nie podniecają.
W oddali Ateny i Akropol.
A my wpływamy na bezkres Morza Egejskiego.
cdn