Dzień się chyli ku końcowi, a my jeszcze planu na dziś nie wykonaliśmy.
Ruszajmy więc dalej
Dziś już zamknięte, ale tą ścieżką można dojść do miloskich katakumb.
Już siódma,
a my dojeżdżamy do Klimy.
Najbardziej kolorowej, pełnej syrmat, miejscowości na Milos.
Trochę baliśmy się czy będzie gdzie zaparkować. Ale bez stresu, przy samej wodzie jest duży, prawie pusty
parking.
Syrmaty, niegdysiejsze "garaże" na łódki, dziś są najbardziej pożądanymi kwaterami.
Pod wieczór wiatr ucichł. Można bezpiecznie spacerować wąziutkim nabrzeżem.
Nie my jedni mamy statek na kółkach.
W Klimie im bardziej kolorowo tym lepiej.
Ta syrmata jest jeszcze zabezpieczona, poprzecznymi belkami, przed zimowymi sztormami.
Można tu sobie kupić, również wielokolorową, pamiątkę.
W dobie kryzysu niektórych stać tylko na jedną płetwę.
Innym wiedzie się lepiej i stać ich na wypasione fotele.
Tripiti jest w zasięgu wzroku.
Wpół do ósmej, świetne światło do fotografowania.
Kończymy wizytę w Klimie. To nie jest miejsce dla pasjonatów fotografii BW.
Droga wyjazdowa z Klimy wije się po stromym zboczy dolinki.
W przeciwległym zboczu wydrążone są katakumby, które oczywiście w odpowiednim momencie odwiedzimy.
A dla chętnych odkryliśmy nawet bezpłatne wejście do nich.
Po powrocie na camp była kolacyjka potem basen i sesja fotograficzna.
Właśnie tam dzisiaj byliśmy.
Widać i Klimę, i Plakę, i wiatrakowe Tripiti.
Myślę, że na dziś wystarczy wrażeń.
Zasłużyliśmy chyba na winko, orzeszki i książkę.
cdn