7. czerwca piątekOkazuje się, że w aucie można całkiem dobrze się wyspać
Poszliśmy spać około 23, autostrada niedokuczliwie, zza budynku restauracji, szumiała. Nawet okna mieliśmy, z lekka, uchylone. Pobudka była koło 6. Na śniadanie była grecka kawka i polskie bułki.
Ruszyliśmy dalej.
Na, przecinającej Ateny, autostradzie robiło się coraz ciaśniej.
Miejscami 3, miejscami 4 pasy ruchu w każdą stronę. Wygląda na to, że ci co śpią w Atenach pracują na przedmieściach i odwrotnie.
Najważniejsze, że Hołek sprawie wrażenie, że wie gdzie mamy jechać. I rzeczywiście, trochę klucząc po pireuskich zaułkach doprowadził nas do portu.
Port jest wielki, jeden z większych w basenie Morza Śródziemnego. Nawet ma wewnątrzportową linię autobusową. Przez bramę nr 9 wjeżdżamy na jego teren. Już z daleka widać nasz prom. To Agios Giorgios
W porcie jest trochę dziwnie. Każda linia ma swoje kasy, miejsca cumowania promów przypisane są nie do miejsca gdzie prom płynie ale do linii promowej. I bynajmniej wjeżdżając autem do portu przez bramę np 7 nie przejedziemy nim w okolice bramy nr 9. Jedno jest pewne, płynąc Ventouris Sea Lines do portu należy wjechać bramą nr 9. Kasa Ventouris Sea Lines jest zamknięta na głucho, roleta spuszczona, żadnej kartki z godzinami otwarcia. Rozglądam się po okolicy, dostrzegam niedaleko inne budki z kasami. Jedna jest otwarta, facet w środku jest kompetentny tylko w temacie własnej linii. Na pociechę sugeruje, że Ventouris Sea Lines chyba strajkują.
Nic to, idę zasięgnąć informacji u źródła. Wchodzę na, z pozoru, pusty prom. W głębi nawet ktoś się kręci. Zgadza się, płyną dziś na Milos. Odpływają o 16, kasa będzie otwarta o 14, z samochodem trzeba być 40 minut wcześniej. Okazuje się, że mamy jeszcze trochę czasu. Wdrażamy więc plan A+.
Auto zostaje a my, piechotką, ruszamy w kierunku bramy nr 5. Rozglądamy się ciekawie. Wokół statki, jacyś Murzyni z zegarkami, na ławkach śpią bezdomni, za płotem zapchana samochodami ulica.
Dochodzimy do bramy nr 5, obok niej mostek nad ulicą. Z góry widok na port a na drugim jego końcu wejście na stację metra.
Kupujemy dwa bilety po 1,4 euro (ważne półtorej godziny) i ruszamy zieloną linią do stacji Omonia. Tam przesiadka na linię czerwoną i po trzech przystankach wysiadamy na stacji Akropoli. Stacja ładna, na głównym poziomie stoją gabloty z antycznymi wazami, wyrobami rzemiosła, obok wielkie rzeźby.
W przypadku brzydkiej pogody można, nie wychodząc ze stacji, zapoznać się z antyczną Grecją
My jednak postanawiamy zobaczyć coś więcej. Wejście na teren Akropolu jest bardzo blisko stacji.
Wejście do parku u podstaw Akropolu kosztuje 2 euro, wejście na wzgórze to wydatek 12 eurasów od osoby.
My czasu za wiele nie mamy, a wydawać 24 euro żeby przebiec się między kolumnami Partenonu nie chcieliśmy.
Poprzestajemy więc na wersji "dla ubogich"
Już z daleka widać, że Akropol w gruncie rzeczy jest dopiero w budowie. Pełno dźwigów, wejście do smoczej jamy
w powijakach. Wszędzie jakieś rusztowania.
Tu kawałek nawet gotowy, jak skończą będzie chyba ładne.
Tu jeszcze trzeba by skończyć tympanon.
Ale amfiteatr już gotowy. Wiadomo, igrzyska najważniejsze.
Hałas maszyn budowlanych zbudził jakiś dawnych mieszkańców wzgórza.
A tu drugi amfiteatr, jakby większy. Podobno w tamtym, już gotowym, sztuki teatralne będą wystawiać a większy na kabaretony jest przeznaczony.
Kiedyś w szkole uczyli mnie o ateńskiej demokracji. Ale to dotyczyło, chyba, jakiegoś innego miejsca.
Zresztą sami popatrzcie, pierwszy rząd ma miejsca z oparciami a potem...
A swoją drogą ciekawe po co te otworki na środku siedziska. Czyżby jakieś płyny miały odprowadzać Pod wiatą mają już przygotowane detale do kolejnych planowanych budowli.
Ale nie ma co wybrzydzać, roślinki mają tu ciekawe.
Nie uwierzycie
Właśnie zaczęło kropić. Wracamy do Pireusu
cdn