Słońce było jeszcze dość wysoko, gdy plaża się wyludniła. Obsługa tawerny też już szykuje się do odjazdu.
Pisząc, że cała plaża była dla nas trochę przesadziłem.
Mieliśmy towarzystwo.
Były kaczki
I był paw.
A właściwie pawica.
Kaczki występowały w dwóch trójkątach, kaczor + 2 kaczki.
Oba kaczory były w pełni sił witalnych i co czas niejaki folgowały sobie bądź to na lądzie, bądź to (prawie topiąc samice) na wodzie. Zarówno w dzień jak i w nocy. Sporo było przy tym, szczególnie po nocy, hałasu.
Po obiadku ( były albo flaczki (super), albo fasolka po bretońsku, albo gulasz ) ruszyliśmy na dalszy rekonesans.
Podobało nam się coraz bardziej.
Co zdjęcie to niebieska kopuła
sygnaturka,
lub jakieś wysepki.
Na koniec zajrzeliśmy jeszcze do samej Lipsi.
Tu też było ładnie.
cdn