Po kąpieli przyszła pora na zdobywanie kopalni.
Z bliska widać, że wydobycie bardzo, bardzo dawno tu się zakończyło.
Zaczynam się czuć jak mysza w ogromnym kawałku dziurawego sera.
Zdobywanie kopalnianych korytarzy łatwe nie jest,
a buty do kąpieli też sprawy nie ułatwiają.
Wszystko bardzo sypkie, nie ma za co się chwycić, a do poziomu skalistej plaży już mam ze dwa piętra.
Schodzę...
W każdym razie mam taki zamiar.
Udało się, ale zanim dotarłem do plaży, kilka łyków adrenalinki zaliczyłem.
Dla relaksu, ciąg dalszy sesji zdjęciowej, odbył się po płaskim.
Nie jest to siarka krystaliczna (a taką miałem nadzieję znaleźć w kopalnianych korytarzach), ale jest żółte.
Zapachy osładzają mi rozczarowanie.
Mocno osładzają
Tu śmierdziało jakby mniej.
Ale do czasu.
Najważniejsze, że aparat nie dość, że jest
waterproof okazał się również
stinkproof.
Kolorki na plaży są patriotyczne.
Zachowuję się, jakbym pierwszy raz miał aparat w ręku.
Pstrykam i pstrykam.
Jakiż to pracowity Kopciuszek tak to posortował i równiutko pousypywał
W tym szaleństwie kolorów nie brakuje też zielonego.
To już drugi koniec plaży.
Zatem pora wracać.
Tym bardziej, że udało nam się znaleźć siarkę krystaliczną
ta dziurawa skała to pumeks Jeszcze tylko odszukamy kajak,
jeszcze zrobimy ostatnie zdjęcia,
i wracamy.
cd nadchodzi
ale powoli