Drogą krętą lokalną zjeżdżamy do Ploce i moment zawahania, a może jednak promem, zajechaliśmy do portu. Pusto, pytamy gostka o której następny prom, ten patrzy na zegar stojący za nim, który pokazuje 14.20 i mówi, że o 16.30, my już zmęczeni nie sprawdzamy która jest godzina, ale stwierdzamy, że 2 godziny bez sensu czekać, za ten czas mamy szansę mocno zbliżyć się do celu. Odjeżdżamy z portu. Teraz mąż prowadzi, ja patrzę na zegarek, który ewidentnie pokazuje 15.20, i zaczynam się zastanawiać głośno, czy tu do cholery jest jakaś zmiana czasu??????
Nie było żadnej zmiany czasu, gostek w porcie lekko zgłupiał czy co, źle chodzący zegar, ale trudno nie zawracamy, jedziemy.
Muszę tu rzucić dygresją; jeśli jedziecie w dwa samochody zaopatrzcie się w walkie talkie, radiotelefony- jeśli nie macie cb; to był jeden z najlepszych pomysłów w tym wyjeździe. Mieliśmy kontakt ze sobą w każdym momencie, komentarze na bieżąco, zwracanie uwagi jadącemu z tyłu jaki manewr nas czeka. Absolutna rewelacja.
Drogi przez półwysep nie fotografowałam, było już popołudnie, my zmęczeni, trzeba było bardzo uważać, bo droga przepięknie kręta i miejscowi za nic mają ciągłe linie, jakieś zakazy?? co tam, czułam się jak u nas jadąc do Łysej Polany; ale winnice po drodze już obiecywały...
Minęliśmy Orebic, dwa kilometry i Perna 6- jest.
Anglik mówił, że gospodyni zostawi nam klucz w drzwiach lub możemy po nią zadzwonić, weszliśmy na taras (wejście z ulicy przez duży taras do dwóch niezależnych mieszkań). Mąż poniuchał i zobaczył kupkę kamyczków ułożonych starannie przy drzwiach, rozgarnął i bingo! są klucze, otwieramy; pierwszy apartament większy 64 m, dwie sypialnie, duży hol, pokój dzienny z klimą połączony z kuchnią; jest dobrze; otwieramy drugie pomieszczenie, pieszczotliwie w necie opisane jako studio i... rzut do tyłu, wyglądało tak
Zapachu nie będę opisywała, studio nie miało okna, tylko malutki lufcik wychodzący na poziom chodnika przy domu = wentylacji null; Plan był taki w dużym apartamencie 4 może 5 osób, w studio jedna; kiedy zobaczyłam, jak mama siada na łóżku i zaczyna wyciągać rzeczy mówiąc, że to ona tu zostanie, coś we mnie się zatrzęsło..to był ten kamień, który za mocno spadł w maju z serca; tyle planów, nadziei, moje marzenia żeby skonfrontować wspomnienia sprzed trzydziestu lat, żeby dziewczynkom pokazać te cuda i ...
taka porażka...w końcu to moja wina, ja to wszystko wymyśliłam, znalazłam metę, namówiłam, obiecywałam, że będzie zabombiście..
cdn