Jeszcze zdjęcie zachodu słońca w pierwszym dniu naszego pobytu:
29.07.2013 i 30.07.2013– poniedziałek i wtorekNastawiliśmy się na leżing, smażing i nic nie robing
Spojrzenie z balkoniku na Trpanj i…idziemy na „naszą plażę”
( dla dociekliwych – nie było głęboko, nasza 5-latka dawała radę) było fajnie, bo praktycznie cały czas w cieniu, a i gratów nie trzeba było ciągnąć daleko
a były, oj były i krab, i dwa materace, i kółko, i pływaczki, i koszyk z żarełkiem, bo przecież zaraz trzeba zawołać JEŚĆ
i cała masa innych bardziej lub mniej potrzebnych rzeczy
Zdjęcie zrobione dzień później, gdy tworzyły się duuuuże fale Pooglądaliśmy wejście promu do portu,
Ucieczka przed promem samo Trpanj
i to co naprzeciwko
i postanowiliśmy wieczorem udać się na obchód miasteczka.
Wyruszyliśmy trasą spacerową, która jednak trochę czasu zabierała, a jakoś tak szybko zaczynało się robić ciemno
i pić się chciało
Jakoś tak szybko przeleciał i beztrosko ten drugi już dzień w Trpanj.
We wtorek, mimo, że nie wiało, na morzu utworzyły się duuuuże fale i zdecydowaliśmy się na miejską plażę, żeby raptora nie rzuciło gdzieś na skały
Zabawy było co niemiara, aczkolwiek nam plaża miejska nie przypadła do gustu, bo z pobliskiego hotelu Faraon co jakiś czas rozlegały się głośne dźwięki wzywające do aerobiku w wodzie, albo do innych atrakcji
Na kolejny dzień zaplanowaliśmy Divną