BADIJA
Poranek przynosi słoneczną pogodę i uczucie ulgi - zarówno ja , jak i mąż budzimy się zdrowi, może tylko trochę osłabieni po sensacjach dnia poprzedniego. Tak więc, zamiast rumianku - kawa na tarasie
Czuję, jak chęć do życia powraca..
Obserwuję wypływające na Korćulę promy i taksówki, myśląc co tu robić z darowanym mi na nowo życiem
U naszych gospodarzy, jak też u ich sąsiadów po wszystkich stronach ruch i rwetes - pół miejscowości paraduje w czerni - w wydaniu pełnej elegancji. Pytam gospodyni kto umarł..
Sąsiad i przyjaciel ,znany tu wszystkim człowiek po 60 tce miał piękną , śródziemnomorską śmierć
Parę dni wcześniej była w Orebiću impreza, prijatel popil, pojadł, potańcował i...padł..Nie zrozumiałam tylko, czy na oczach innych biesiadników, czy też w domu
Tak umierać to można, na dodatek mają go pochować dzisiaj na cmentarzu przy Samostanie, z TYM widokiem
No cóż, życie toczy się dalej; ponieważ pogoda przewidywana nie tylko przez Accu, ale też BBC weather dla lotnisk(bardzo w założeniu precyzyjna) i inne ma być na bank, podejmuję decyzję o wycieczce na zachwalaną na forum Badiję..
Wiem, że wysepkę obejść można w 45 min, dodajmy do tego kąpiel lub dwie - godzinka, razem liczmy 2 godziny pobytu w krainie danieli. Potem , po powrocie do Korćuli możemy spędzić w niej urocze popołudnie z wyszynkiem .
Plan jest
Mieszkamy dokładnie naprzeciw przystani promów i taxi boats, więc na luzie udajemy się tam, mijając po drodzę gradską plażę, można powiedzieć "naszą", bo parę metrów od apartmana. Na plaży rozpoznajemy sympatyczną rodzinę z Czech - rodzice w średnim wieku plus syn i synowa, spaleni na mahoń -która odnajmuje lokum taras w taras z nami. Leżą plackiem smażąc się i wyglądają jakby spędzali tu kolejną godzinę, choć to dopiero 10ta.
Później okaże się ,że Czech z rodziną nie ruszał się z plaży pod domem przez 2 tygodnie!!Parkując za nim na podjeździe zatroskaliśmy się, jak on wyjedzie, np po wino, albo na którąś z plaż, a on na to, że no problem, bo nie będą nigdzie jeździć
Matko moja, nie do pojęcia, jak można dorwać się do jednej kupy otoczaków i tak trwać, podczas gdy Peljeszczak oferuje tyle atrakcji
Czekając na taksówkę wodną...
Coś się, kurtka, za dużo robi tych chmur
W poprzednich latach nie zwróciłabym na nie uwagi, ale teraz jestem przeczulona.
Dobra, wypływamy..
Mijamy samostan, gdzie pewnie teraz chowają tego hulakę
Dobijamy do Korćuli, skąd weźmiemy jakąś łajbę na Badiję..
W taksówce wodnej jakiś Polak w średnim wieku przez całą drogę wrzeszczał do żony w telefon, zdając relację jaki to mają w tej Chorwacji wypas, czego to on nie jadł(ze szczegółami!) i w ogóle..Ewidentnie zostawił żonkę w domu z dziećmi i wyrwał się na męską przygodę
Rozumiem , że słaba jakość połączenia itd, ale czy to ma usprawiedliwiać to burolskie zachowanie w łodzi pełnej ludzi odmiennych nacji, którzy czuli się raczej zniesmaczeni..?
Po zacumowaniu rozglądamy się za transportem na Badiję. Nie zdążyliśmy dojść do informacji, bo od razu w oczy rzuciły nam się 3 lub 4 łodzie z info o destynacji - Badija, Planjak, Vrnik. Kapitan - właściciel o wyglądzie wilka morskiego pobiera od nas opłatę za bilet w 2 strony z góry - jakoś mnie to nie zastanawia, ani nie dziwi.
Nie pamiętam tylko, ile zapłaciliśmy za 2 osoby za tyle późniejszych atrakcji..Po głowie chodzi mi kwota 200 kun, ale poprawcie mnie, jeśli coś pomyliłam..
Czekamy na zebranie się większego grona chętnych i ruszamy. Obserwuję z niepokojem niebo - chmury łączą się w liczne podgrupy i grupy i wydają podążać za nami...
Po drodze większość pasażerów wysiada na plaży na Planjaku? ,o ile sie nie mylę, wysepce sąsiadującej z Badiją.W łodzi zostajemy tylko my i inna para z Polski.
Kapitan wysadza nas w porciku na wyspie - wszyscy dopytujemy kiedy transport powrotny..
"Every half an hour there is a boat"
"Are you sure?"
"Sure"
W porcie jest kilkanaście osób z innych wycieczek, kąpią się, lub czekają na powrót. Decydujemy się okrążyć wyspę idąc w prawo, polska para z naszej taxi idzie w lewo, zaczynając od Franjevaćkiego Samostana.
Miejsce koło przystani nie jest zachwycające - widać pozostałości popadających w ruinę obiektów sportowych - boiska, mini golfa itp. Jest też sporo śmieci i jeden jedyny przybytek wyglądający na cafe, ale zamknięty na cztery spusty. Ale od wejścia witają nas oswojone daniele, zgodnie z programem wycieczki
.
Jak widać, słonecznie nie jest, bo te wredne chmury skupiły się nad Badiją, patrząc na inne wysepki i Orebić, ze zgrzytaniem zębów widzimy, że toną w słońcu
Znajdujemy jednak miejscówkę na jakiejś księżycowej z wyglądu plaży 100 metrów od portu, gdzie nie ma praktycznie nikogo, nie licząc sporadycznie przezierających poprzez drzewa spacerowiczów po wyspie.Skałki wydają się bardzo ostre, nie chciałabym tu zaliczyć upadku i otarcia np kolana
Mąż folguje sobie z pływaniem, żeby sobie odbić za wczorajszy, zmarnowany dzień z żołądkówką, ja podchodzę do sprawy delikatnie, bo trochę czuję jeszcze osłabienie po zemście Illirów..Kąpiel przy niemal totalnym zachmurzeniu mało mnie kręci, więc po pół godzinie ruszamy na spacer wokół wyspy.
Wróciwszy ze skałek na ścieżkę spotykamy znajomych Polaków z łódki-taxi..Nie wyglądają na zachwyconych, ani na ...wyplażowanych
Właśnie kończyli okrążać wyspę od drugiej strony i z ulgą powitali informację, ,że mają już tylko 3 minuty do portu. No cóż, my dopiero zaczynamy..
Z drogi widać czasem widoki skalistych plaż i poszczególnych wysepek, ale przez większość trasy widzisz tylko ścieżkę przed sobą, gdyż Badija porośnięta jest od strony brzegu gęstymi krzaczorami tropikalnymi mniej lub bardziej..
Jesteśmy lekko rozczarowani - to zdecydowanie jest miejsce do podziwiania okolicznych widoków przy dobrej pogodzie, różnicę widać, gdy tylko słońce przedrze się na 30 sekund zza chmur..
A na drugim brzegu w Orebiću przez większośc czasu słońce..
Zaczynamy zazdrościć naszemu Czechowi
Generalnie słońce jest w wielu miejscach, tylko nie centralnie nad nami
Mąż decyduje się po 20 minutach marszu na jeszcze jedną kapiel..
Ja już odpuszczam, zejście do wody na tym odcinku niezbyt łatwe, a i ja jestem poirytowana faktem, że gdy tylko przyświeci jakiś promyk i ja szykuję się do wody to natychmiast zakrywają go te szaro - biale pierzyny
Droga wiedzie po pagórkowatym terenie, coraz bardziej gęste chaszcze przesłaniają widoki..
O...Korczulka
Ta droga zdecydowanie nie ma końca...żeby chociaż jakiś daniel wyskoczył i zagaił, ale one mają tę dzicz w doopie, wolą z ręki jeść przy zaśmieconej przystani
Zaczyna robić się lampa - właśnie wtedy, gdy jesteśmy u kresu "spaceru" a i wykąpać nie ma się gdzie..Ot ironio
Na szczęście widać już Samostan, który okazuje się być w remoncie..
Ciekawe ile te oleandry mają lat...
Ponieważ jest już naprawdę gorąco dopijamy wodę którą mamy i cieszymy się ,że za pół godzinki będziemy ssssączyć zimnego Karlovego Vacka w Korczuli
Na przystani witamy zdziwieni parę z Polski, której wg naszej rachuby dawno nie powinno tu być..no chyba, że się zdecydowali kąpać przy porcie.. Nie, mówią, czekają godzinę, od czasu gdy spotkaliśmy się na ścieżce..
Nic to, myślimy, w takim razie niebawem przypłynie nasz transport ..Godzina: legutko po 14ej, pół dnia przed nami plus pyszna kolacyjka "w mieście"..
Ale skwar..drepczemy po kei wypatrując łodzi, ale nic prócz prywatnych jachtów i motorówek nie widać,..mać.
Znajduję w torbie kabanosy, które noszę ze sobą tak jak inni wafelki, czy batony..Od śniadania o 9 nic nie jadlam, więc pozwałam sobie... I to byl błąd
Słone kabanosy i zero wody w zapasie
Mija godzina, kolejne pół..Zagadujemy do "naszych" Polaków, próbujemy dzwonić na numer podany na bilecie, czyli na świstku papieru z pseudopieczątką..Oczywiście telefon milczy.
Wkurw zaczyna kiełkować niemilosierny
Oglądalam kiedyś film dokumentalny, o tym jaki typ ludzi ma największa szansę przetrwać różne katastrofy, a mianowicie ludzie przezornie przewidujący różne sytuacje którzy np w samolocie od wejścia namierzają drogi potencjalnej ucieczki..
Tak więc ja zaczynam rozglądać się za wodą pitną
Są prysznice na monety, ale ..nieczynne, wszak to po sezonie. O knajpie zamkniętej nie wspomnę.
W razie czego wedrę się do samostanu i znajdę jakąś wodę święconą
Mąż zamiast przezornie obmyślać techniki przetrwania na bezludnej wyspie znowu się pławi i rozmawia w międzyczasie z ziomalem. Ja już z tej frustracji nawet zapominam o fotach, na pewno umrę , przecież jestem wciąż odwodniona po wczorajszej klątwie..
O 16 tej wyszukuję w telefonie nr Turistićkiej Zajednicy w Korczuli..O dziwo, pani odbiera, więc wyjaśniam problem i proszę o namierzenie naszego przewoźnika..Pani tłumaczy, że to był pewnie prywatny , nieautoryzowany przedsiębiorca
i nic nie mogą dla nas zrobić Shit, shit, shit.
Na przystani koczuje jeszcze paru "wolnych strzelców", oraz wyglądająca na zorganizowaną wycieczkę grupa...Polaków.Of course
Wyłaniam wzrokiem panią, która wygląda na pilota tej wycieczki i idę spytać jaki oni mają pomysł..Ta odpowiada,że czekają na swój transport- dość spory stateczek, który ma ich odebrać za 15 min. Pytam ,czy wezmą dodatkowe 4 osoby. Mowy nie ma, odpowiada zdegustowana Polka przewodniczka, naraziłaby tą decyzją swoją grupę na niebezpieczeństwo..
Pani tłumaczy mi jeszcze, że oni na południu tak mają; ona tu już długo mieszka i zna tę ich mentalność "maniana"..
Zakląwszy szpetnie pod nosem wracam do reszty "mojej grupy" i relacjonuję zbulwersowana..Mąż konstatuje, że pewnie źle negocjowałam
i on to załatwi.
Oczywiście, wraca po chwili z tym samym rezultatem
No dobra, żarty się skończyły..Dzwonię raz jeszcze do Zajednicy i mówię tej samej urzędniczce, że to źle świadczy o ich "gminie", oraz co mi proponuje.. Proponuje swojego znajomego..z motorówką , która mogłaby zawieźć nas bezpośrednio do Orebića za ...chyba 200 kun (znów nie jestem pewna, czy czegoś nie pomyliłam, ale chyba jakoś tak ,bo stwierdziliśmy zgodnie,że po 50 kun na głowę, czyli niecałe 40 PLN to całkiem nieźle za ratunek)
Prawie przyklepujemy deal, gdy na horyzoncie pojawia się..
Nasz beztroski wilk morski, czy też jego zmiennik.
Nasi nowi znajomi nadal gotowi śą jechać motorówką do Orebića, ale ja ,po pierwsz primo - miałam zjeść kolację w Korczuli, a po drugie primo - czy ja wiem ,czy tej motorówce można zaufać?
Suma sumarum wracamy.. po ponad 3 godzinach czekania, spragnieni głodni i fkoorwieni.
W pierwszej lepszej korczulańskiej knajpie wychylamy duszkiem zimne piwo - co za trunek niebiański
Ponieważ jest prawie 18ta, zaraz zrobi się zmierzch (wrzesień), a jakaś taxi właśnie odpływa do Orebića, podejmujemy szybką decyzję - kolację w Korczuli przekładamy na inny dzień.Dzisiaj nie jesteśmy w nastroju, wracamy do swojego pueblo..na piffko w Orebiću.
Wracając po plaży przed domem robimy duży krok, żeby nie nadepnąć Czecha i jego żony...Cały dzień spędził w tym miejscu...szczęśliwy, bo przecież w Orebiću cały dzień było słońce
WNIOSKI= POSTANOWIENIA:
1 Płacić wilkom morskim w jedną stronę - przypłyną po ciebie, bo jednak będą chcieli zarobić.
2 Zabierać w odludne miejsca dużo wody.
3 Kabanosy zamienić na pomidory ,czy też inne mokre przekąski