Dzisiaj pogoda pod psem, więc postanowiłam napisać EPILOG,
czyli jak z oporami kończyliśmy wakacje...
Po zjechaniu z promu i wjeździe na autostradę pomyślałam, że skoro jest godzina 8 rano (zaledwie
), a i pogoda cudna...
...to nie możemy tak po prostu wyjechać z Chorwacji.Przecież jest ostatni tydzień września - pełnia lata
, a poza tym piątek...Nic się nie stanie, jeśli wrócimy do domu w niedzielę wieczorem..
"A może byśmy tak, najmilszy, wpadli na dzień do Primoštenu?"
Mam to szczęście,że mojego najmilszego nie trzeba długo namawiać w tych kwestiach
Miasteczko to odwiedzaliśmy wcześniej przejazdem, zawsze kupując tam laleczki dla mojej bratanicy (bo tam był ogromny wybór).Stało się to naszą tradycją rodzinną i teraz dziewczynka ma pokaźną kolekcję " Chorwatek"
Primošten, zawsze przeludniony, znaleźliśmy w takim stanie:
No, szok, całe miasto dla nas
Krótki plażing z ostatnią
kąpielą i poszukujemy noclegu,tzn idziemy do info turystycznej na wjeździe do miasteczka. Pani w ciągu 2 min kontaktuje się z gospodarzem apartmana tuż obok.Cena ok, standard ok - tym razem nie wybrzydzamy ,bo to tylko na jedną noc.
W trakcie zapoznawania się z lokum pogoda zmienia się diametralnie i po chwili mamy to:
"Ale nas urządziłaś" słyszę.No tak, będziemy siedzieć w tym, wcale nie takim tanim , apartmanie do rana
Klątwa pogodowa 2014 trwa i trwa mać, jak mówił klasyk.
Ale okazuje się,że zabawa w kotka i myszkę kończy się in plus dla nas
Po ulewie robi się uroczy wieczór, więc pora na spacer i małe co nieco.
Takiego wieczoru nie mogłam sobie nawet wymarzyć..niech fotki oddadzą nastrój:
Lekko oszołomieni okolicznościami jemy jakąś rybkę w marinie i szybko zwijamy się - robi się sakramencko zimno -jakieś 13
stopni. Trzeba się wyspać przed długą drogą na północ..Polski.
Rano zgarniamy kolejnych członków chorwackiej rodzinki..
..and time to hit the road.
Jedziemy 10 minut .."A może byśmy tak.....
Šibenik...nigdy nie mieliśmy czasu zwiedzić.
"OK, ale tylko migusiem, rzut oka i spadamy, kiedyś tu wrócimy na dłużej"
Parkujemy przy stacji benzynowej przy Rivie w Šibeniku.Mamy trochę wątpliwości ,czy prawidłowo,ale decydujemy się zostawić tu auto i ruszyć w miasto.
Miasto przedstawia się bardzo kolorowo:
Zwiedzamy Katedrę Św. Jakuba:
Wspinamy się rzędem schodów..
..'aby dotrzeć do:
Mąż, lekko zmęczony moim upodobaniem do chorwackich nekropolii, zostaje nagrodzony miłym widokiem:
Wracamy do auta...i ...mandatu
Jednak parkowanie było nieprawidłowe...o ile pamiętam wyszło około 120 zeta.
Teraz, to naprawdę trzeba zasuwać - jest późne popołudnie, a nocleg dopiero w Mikulovie.Pewnie dojedziemy na 2 w nocy..
Tak nas żegna Chorwacja:
Czy widać na zdjęciach tę tęczę?
W realu wyglądała lepiej.
Jest 24 stopnie C. Wjeżdżamy do TUNELU...
Już różne stany przeżyłam w związku z tym tunelem, ale to jest absolutna przesada
Zawijamy na stację benzynową,aby przebrać się w ciepłe ciuchy, bo zamarzamy.
Na stacji dowiaduję się,że jesteśmy w..
Taaaa, to się czuje, chociaż bardziej z czarną doopą mi się wszystko kojarzy..
Wjeżdżamy do Słowenii. Radio nadaje akordeonowe jodłowanie, dostajemy głupawki.
Co to za radiostacja?
Do tego zaczyna lać...no nie wierzę..
Po chwili nic nie widać - robi się ciemno, a ulewa uniemożliwia rozpoznanie oznakowań pasów na drodze.Jedziemy 20tką, jak też reszta innych użytkowników drogi.Domyślamy się,że jesteśmy już w Austrii..
Robi się niebezpiecznie, więc zawijamy na stację benzynową, gdzie z braku możliwości robienia czegokolwiek postanawiamy zdrzemnąć się w aucie. Budzimy się...o 3.30 rano
Nocleg w Mikulovie szlag trafił.
Resztę trasy do Polski pokonujemy jednym ciągiem, a dalej to już nic ciekawego - tylko szarość.
Ale to jednak my wygraliśmy w kotka i myszkę..bo pogoda poza Chorwacją nie liczy się