ZELENA ŚPILJA, VELI BUDIKOVAC, SREBRNA
Jedziemy "nową" drogą w stronę Visu, aby tam skręcić na Milną i w konsekwencji wylądować w Rukavcu. Pamiętałam z relacji Marsallaha, że stara ,oprócz tego, że jest dłuższa, to ...jeszcze robi wrażenie na co mniej odpornych.Ja zaprawiona w chorwackich drogach jestem, ale tym razem postanowiłam sobie tę atrakcję przełożyć na inny dzień i korzystając z faktu, że jest słońce popędzić do jednego z "must see" - Zielonej Groty. Przeznaczyliśmy na Vis ..5 dni
( teraz wiem, że to głupota, bo nawet po 2 pobytach, wciąż nie znam połowy wyspy), a nauczeni pogodowym doświadczeniem wiedzieliśmy, iż należy bezwzględnie chwytać chwilę..
Ponadto, trzeba podkreślić, że we wrześniu dni są krótsze i to sporo, i światło potrzebne do "złapania" efektów w grotach jest tylko w określonych godzinach. Toteż mkniemy drogą krótszą i łatwiejszą, chociaż też atrakcyjną ze względu na serpentynę u wlotu do Komiży , mijamy urokliwie położony klasztor benedyktyński.
Dojeżdżamy do wsi Rukavac i kierujemy się na przystań w poszukiwaniu transportu na położoną nieopodal wysepkę Ravnik, na której znajduje się Zelena Ś.
Pusto, ani żywej duszy, sielsko anielsko, ale kogo zahaczyć o tę łódkę?
Spacerujemy wzdłuż przystani i widzimy baner " Water taxi", czy jakoś tak.I numer telefonu.
Dzwonię i po 3 minutach wyrasta spod ziemi rosły rybak i przedstawia się - Branko.
Ten sam, o którym pisał w swojej relacji Marsallah, brat Mirka, który prowadzi konobę Ferol w pobliskim Podstrażju.Objaśnia, że za 280 kun on i jego "lodzia"
(na zdjęciu powyżej) zabiorą nas do Zielonej, a potem jeszcze na kolejną wysepke,rzut beretem od Ravnika, gdzie możemy się poopalać.
Tanio nie jest, ale przyklepujemy deal. Opłacało się w każdym względzie, zwłaszcza, że Branko okazał się przemiłym przewodnikiem, nie mówi po angielsku, ale po chorwacku i polsku opisał okoliczne miejsca, zwyczaje i ciekawostki. Jak mu powiedzieliśmy ,że jest on "zwijezda interneta"
i opisują go na polskim forum to nadlożył drogi i paliwa i obwiózl nas po okolicznych zatoczkach i plażach.
Ale ja tu pitu,pitu, a przed nami cel naszej podróży
I w tym miejscu muszę rozczarować tych, którzy liczyli na foty z groty
, bowiem sprzęt mój do focenia marnej klasy, a i ze mnie fotograf kiepski
Mamy farta, bo w grocie jesteśmy sami
, co się ponoć rzadko zdarza. Mąż wykorzystuje sytuację i wskakuje do wody, a ja staram się dostrzec ten fenomen natury, po który tu przypłynęłam...Well, powalona nie zostałam, ale i tak mi się podobalo. Zdjęcia (moje) tego nie oddają, ale największe wrażenie robi kilwater
po pływającej osobie, światlo w grocie sprawia,że woda wydaje się świecić neonową poświatą.
Nagle Branko krzyczy "Slikaj, slikaj" i pokazuje tańczące seledynowe refleksy, które posłusznie staram się zdjąć aparatem. Efekty..jak widać..
Przypływają łodzie i jachty z hałaśliwymi Brytyjczykami, mąż wypływany, pora się zwijać..