Ciesząc się, że znakomicie wyliczyliśmy sobie czas (do przypłynięcia łodzi było 15 min) zasiedliśmy sobie w cieniu, mając nadzieję, że wyjdą do nas daniele, żyjące na wysepce. Przez cały ten czas nie widzieliśmy ani jednego. Mijały minuty, a łodzi nie było. Tzn. były, ale nie ta właściwa, która miała nas stamtąd zabrać. Ludzi schodziło się coraz więcej. Nam skończyło się picie i zaczynało dokuczać pragnienie. Wcześniej wyczytaliśmy, że na wysepce jest stary bar, gdzie można kupić napoje i lody. Owszem, była jakaś buda, ale ta była zamknięta. Udaliśmy się zatem do nowo wybudowanego, okazałego baru kilkadziesiąt metrów dalej. Było tam kilkoro młodych ludzi. Pięknie zastawione półki różnymi napojami, jakaś beczka z piwem, lodówka z lodami. Oj, ucieszyliśmy się! Do momentu przekroczenia progu
Usłyszeliśmy komunikat, że bar jest zamknięty i będzie czynny od jutra
Żadne prośby nie poskutkowały
Po jakimś czasie mąż poszedł ponownie, prosząc o wodę i znowu usłyszał odpowiedź odmowną, po czym nastąpiło zamknięcie drzwi. Powiem szczerze, nie mogliśmy w to uwierzyć, że widząc nasze pragnienie nie podzielili się choćby szklanką swojej wody. To był pierwszy raz, kiedy to w krajach bałkańskich spotkaliśmy się z takim brakiem życzliwości. Warto zatem brać spore zapasy wody, jeśli wypływamy gdzieś, gdzie czas naszego powrotu jest uzależniony od innych i nie mamy pewności, czy w okolicy będzie miejsce gdzie można coś dokupić.
Problemu nie byłoby, gdyby łódź przypłynęła zgodnie z planem, lecz niestety, miała półtoragodzinne opóźnienie
Czas oczekiwania uprzyjemnił nam trochę pies, który przypłynął ze swoimi opiekunami ich łodzią
Wszyscy oczekujący mieli radochę patrząc na to, co wyczynia
Najlepszą zabawę miał, kiedy przy braku uwagi swoich opiekunów tarzał się w jak najdrobniejszym grysiku po czym wycierał się dosłownie zawijając się w ręcznik swojego Państwa, przytrzymując zębami róg ręcznika. Oczywiście krzyczeli na niego, ale robił to w przebiegły sposób: tarzał się i wycierał na zmianę kiedy tylko odwrócili się tyłem do niego
Po jakimś czasie opiekunowie odpuścili i czarny kudłacz siedział dumnie na zawłaszczonym ręczniku
Jeśli chodzi o daniele to wyszedł jeden, jak już wchodziliśmy na nasz długo wyczekiwany środek transportu