Część V. Dzień 3 – Znalezienie swojego miejsca na ziemiNa wakacjach nigdy nie mogę długo spać. Mam poczucie marnowanego czasu, który można poświęcić na zobaczenie czegoś nowego. G. ma tak samo, więc wstawała prawie tak samo wcześnie, jak ja. Panowie pozwalali sobie na trochę dłuższe spanie, ale już na śniadaniu, czyli o 9:00 wszyscy byli gotowi, dziewczyny umalowane itd.
Już pisałam, że to ja byłam oddelegowana do porannych zakupów, ale lubiłam to. Fajnie tak rano poobserwować sobie, jak miasto budzi się do życia, jak sklepy się otwierają, jak mieszkańcy Orebica rano lecą na plażę zanim pojawią się na niej turyści. Ciekawe też dla mnie było, że widziałam więcej panów z synami/wnukami, którzy robili zakupy, niż kobiety. Hmm może to tylko ja nie umiałam sobie ustawić męskiej części załogi?
Po śniadaniu spakowaliśmy wszystkie manatki i w drogę. Gdzie tym razem? Tam, gdzie wczoraj nie doszliśmy pieszo, czyli na Dubę. Droga była już dla nas znana, więc przebiegło wszystko bez problemu. Dojechaliśmy, postawiliśmy auto przytulając je do skarpy i lecimy schodkami na dół na plażę. Ulokowaliśmy się mniej więcej po środku, pod niewielkim drzewkiem, które jednak mimo wszystko dawało nam trochę cienia.
A teraz zobaczcie, jak „dużo” ludzi było.
w prawo też w prawo, a co! w lewo a potem podziwiałam już wszystkoZakochaliśmy się w tym miejscu wszyscy, jak jeden, od pierwszego wejrzenia.
Nie było już dla nas lepszej plaży, niż Duba.
Opisując dzień poprzedni wspomniałam, że w naszych głowach zrodził się chytry plan
Tamdaradam: przedstawiam nowego członka ekipy:
Do naszego grona dołączyła także maska z rurką. Od tego momentu nasze taplanie w wodzie wydłużyło się znacznie. Podziwianie dna morskiego pochłaniało nas bez reszty, a na Dubie było na co popatrzeć
Masa rybek, mniejszych, większych, skałki, trawy, ślimaki i in. Natomiast minimalna ilość jeżowców. I ta ciepła woda…
tak – Duba stała się naszym miejscem na ziemi
Fotografowałam ją bez opamiętania:
Po zapełnianiu karty pamięci w aparacie cykając plażę, przyszedł czas na spacer. Czytałam gdzieś w Waszych relacjach, że za Dubą jest kolejna plaża. Chciałam do niej dojść, ale niestety – nie udało mi się to. Myślałam, że może to ja coś nakręciłam i dalej tam nic nie ma…
Do tej pory nie wiem. Może mnie ktoś oświeci?
W każdym razem na spacer wybraliśmy się teraz w trójkę, a nasz pan kierowca został pilnować naszego grajdołka.
Spacer był krótki, ale owocny. Zresztą, zobaczcie sami
Po plażowaniu, gdy już brzuchy burczały, zapakowaliśmy się do auta i wio do Orebica. Po drodze zahaczyliśmy o spożywczy i tym sposobem na obiad było spaghetti zrobione przez naszego kucharza – L. Do końca wakacji pichcił nam obiadki, więc my – kobiety, miałyśmy święty spokój
Z racji, że po obiedzie był jeszcze czas, żeby coś zobaczyć, obraliśmy kierunek
Loviste (czyli koniec świata, o którym pisałam w zwiastunie).
Wspinając się serpentynami, dojechaliśmy na pierwszy punkt widokowy. Powiem tylko jedno: nam te widoki dupsko urwały
I na pewno moje zdjęcia tego nie oddadzą, bo mój aparat sprawdza się tylko za dnia, ale kto nie był, musi mi wierzyć na słowo
Widok na Orebic i Korculę – BAJKA!
rzut okiem w leworzut okiem w prawo i znowu w lewoPotem już droga prosto (hmm.. to może nie jest dobre słowo w momencie, gdy poruszamy się po Peljesacu
), ale zawiodła nas do Loviste. Po drodze widzieliśmy pewien znak… ale o tym za dwa odcinki
Moją uwagę zwróciło także to, jak płasko zaczyna się robić, gdy dojeżdża się na kraniec wyspy, aż dziwnie
Do Loviste autem nie wjeżdżaliśmy. Zaparkowaliśmy na jednym z pierwszych parkingów po lewej stronie. Dokładnie rzecz ujmując, tu:
https://www.google.pl/maps/@43.0221735, ... 56!6m1!1e1 Szlaban był podniesiony, auta stały, nikogo nie było. Po powrocie auto stało i żaden mandat pocztą nie przyszedł
, więc chyba można tam parkować
Pieszo zeszliśmy do miasteczka, to dosłownie rzut beretem. Zdjęć mam niewiele, bo mimo niezbyt późnej pory, robiło się już ciemno (niestety, to są „uroki” jazdy na koniec sierpnia
).
Moje pierwsze wrażenie? Jaki spokój. Jednak mimo, że miało się poczucie, że miasto jest senne, tętniło ono życiem (wiem, dziwnie to brzmi
). Masa ludzi w restauracjach, dzieci bawiące się w chowanego (swoją drogą te to mają super dzieciństwo) i morze delikatnie falujące. Tam bym mogła spędzić kilka dni.
Po powrocie, krótkie plotki w salonie i do wyrka. Jutro bowiem czeka nas wycieczka
A co w kolejnej części?
- motyle w brzuchu
- najlepsze lody podczas całego pobytu
- ukręcanie łbów
- wieczorne włóczęgi
Do zobaczenia